wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 1

- Marcos, ja już mam tego serdecznie dosyć! - powiedziałam podniesionym tonem rzucając ścierką o podłogę.
- Oj Chloe, proszę Cię. Wiesz, że tacy są klienci, zawsze będą rzucać takimi tekstami, szczególnie do tak pięknej kobiety, jak Ty. - Odpowiedział mi niewysoki mężczyzna o hiszpańskiej urodzie.
- Taaaak, powtarzasz mi to od początku, odkąd tu pracuję i od tych dwóch lat się trzymam, ale już kończy mi się wewnętrzny spokój. Zobaczysz, że pewnego dnia coś im odpowiem i wtedy będziesz musiał wyrzucić mnie z pracy. - powiedziałam zrezygnowana wycierając blat stolika.
- Tylko na to czekam złotko. - rzucił z uśmiechem. - A teraz zbieraj się do domu, jest już późno, a Ty cały ten tydzień harowałaś jak wół przez tą przerwę na uczelni. Tak więc do domu, gorąca kąpiel, herbata, komedia romantyczna i spać. - Hiszpan objął mnie zdejmując przy okazji fartuszek z nazwą restauracji „Salsa!”.  
Idąc do domu zawsze wybierałam okrężną drogę, aby przez ten czas przemyśleć czy zrobiłam wszystko, żeby spełnić swoje marzenia. Tym przemyśleniom zawsze towarzyszyła muzyka w słuchawkach. To był mój olej napędowy, coś co dawało kopa do wszelkich działań. 
Przekręcając klucz w drzwiach dom już czułam wspaniały zapach grzanego wina i ciasta czekoladowego. Z kuchni słychać było żywa krzątaninę i wesoły kobiecy śpiew.

- Chloe kochanie moje! - Zza drzwi kuchennych wychyliła się burza ciemno brązowych loków. Biała bluzka cała umazana czekoladą, spodnie już też niewiele ukrywając nadawały się do prania. Jednym słowem: Stephanie. Stephanie Cessford, moja 23 letnia przyjaciółka i współlokatorka. Razem mieszkałyśmy ze sobą od ponad 2 lat, kiedy to rodzice moi rodzice z powodu awansu przeprowadzili się do Dubaju, a ja, niepokorna córka zostałam, żeby wbrew rodzicom spełniać swoje marzenia. Ze Steph poznałyśmy się w Liceum, razem chodziłyśmy do szkoły, dzieliłyśmy wspólne pasje.
- Hey kochana. Padam na twarz dzisiaj. Na nic nie mam siły, a jeszcze ten referat na historię teatru na jutro. Chyba umrę, mówię Ci. Ale czując po zapachach Ty masz świetny humor. Czyżby Jesse miał dzisiaj wolne? - zdejmując kurtkę i buty weszłam  z torbami zakupów, które  zrobiłam w czasie przerwy w pracy.
- Aaaa zgadłaś i zostaje dzisiaj na noc ! - wykrzyczała mi prosto w twarz brunetka. - Może usiądziesz z nami, jak już będzie, wypijemy winko, ciacho zrobiłam – zaproponowała ciesząc się niczym małe dziecko, które dostało lizaka.

- Dzięki Step, ale referat sam się nie napisze, zresztą wiesz, że nie jem słodyczy. Ale małym kubkiem grzanego wina nie pogardzę – dodałam pakując rzeczy do lodówki i szafek. - A teraz lecę się wykąpać .


Teatr nowożytny, niesamowicie ciekawy temat na niedzielę po całotygodniowym zapierdzielu w restauracji. Najważniejsze, żeby napisać, oddać i mieć święty spokój. Zaczynamy. Oh Shakespeare, największa duma narodu, oby więcej takich, sarkastycznie dodałam w myślach. Dochodziła godzina 21, Shakespeare przez cały czas nie dawał o sobie zapomnieć, jednak z owej zadumy wyrwał mnie dzwonek telefonu. Niczym strzała popędziłam do szafki na której ładował się mój ukochany Sony.

- Mike, oooo Mike, hey, jak miło Cię słyszeć! - odebrałam w ciągu sekundy.
- A dzięki mała, wszystko okay. Wybacz, że tak późno dzwonię, ale wiesz ostatnio trochę zabiegany jestem i to w sumie przez Ciebie – odpowiedział mi głos w telefonie.
- Ja wiem, wiem, że jestem uparta i namolna, ale to przyniesie zysk nam obojgu.
- Dobra, w tym się z Tobą zgodzę. Jest sprawa do obgadania, ale to musimy się gdzieś na kawę umówić, bo trochę więcej do opowiadania. Ooo i co do ostatniego projektu powinnaś już mieć kasę na koncie, więc sprawdź i nie zapomnij, bo część dla mnie. Jutro premiera w TV. - dodał mężczyzna chichocząc.
- Okay, okay, już widzę te sześciozerowe sumy na koncie. Premiera, premierą. Mój odcinek dopiero za jakieś 7 tygodni, więc poczekamy. A'propos kawy, co powiesz na środę 19:30 po moich zajęciach tanecznych? - zapytałam  ciekawskim tonem.
- Pasuje, widzimy się w środę, możliwe, że już będę mieć odpowiedź odnośnie tego projektu, więc będę pod szkołą. Paaaa – powiedział na jednym tchu mężczyzna i rozłączył się.
- No to paa Mike – odpowiedziałam bardziej do siebie niż do rozmówcy.

***

- Pani Chloe Winkler – starszy siwy mężczyzna rozejrzał się po sali wykładowej jednej z Londyńskich uczelni – Ooo tam się Pani schowała. Muszę przyznać, że bardzo niecodzienny i zarazem odważny punkt odnoście zasług Shakespeare'a na teatr nowożytny. Niestety część spostrzeżeń jest bezapelacyjnie błędna, dlatego też dostaje Pani ocenę dostateczną, do poprawy. - odłożył pracę i wziął kolejną z kupki. - Teraz Pan Frank Munno...

Co za debil, stary świr, zamorduję go gołymi rękoma, kolejna trója u tego pacana. Pedał. Ciekawe co tam u Steph , niewiele myśląc wyjęłam z torby czarnego smartfona i połączyłam się na Facebooku ze Stephanie.

[Chloe: Idziemy dzisiaj na piwo, nie ma innej opcji ! 14:00 czekam na Ciebie na Barons Court]

[Stephanie: Przyjęłam. Bez odbioru. Kisses]



Po skończonych zajęciach wyszłam z uczelni i razem z czekającą na mnie Stephanie udałyśmy się do baru.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz