czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 7

Po pewnym czasie oderwałam się od Shannona i asekuracyjnie odsunęłam się parę kroków w tył. Nie wiedziałam co robić. Wszystko zaczęło się nie tak, najgorszy początek z możliwych. Nie byłam pewna jak powinnam się zachować po tym wszystkim. Pogodzić się, wybaczyć i spróbować od nowa, czy rzucić to w cholerę i wyjść. W głowie miałam milion myśli na sekundę.

- Shannon, dzięki, że mi to powiedziałeś, ale muszę już iść. – powiedziałam, zabrałam torbę i ruszyłam do drzwi.

- Chloe poczekaj, dasz się zaprosić jakoś na kawę? Jay mówił, że mamy małą przerwę w kręceniu, więc będzie  trochę wolnego. – zapytał jakby z prośbą i nadzieją w głosie. 

- Do zobaczenia Shannon – powiedziałam jedynie i wyszłam z domu Jareda. 

Skierowałam się do samochodu i zanim odjechałam siedziałam w nim dobre pół godziny, jednak kiedy zobaczyłam światło na „ganku” odpaliłam samochód i czym prędzej odjechałam. Jeszcze tego by brakowało, żeby zobaczył, że tyle czasu spędziłam pod domem. Gdy wróciłam do siebie nie miałam już siły na nic. Zadzwoniłam jednak do Steph, bo w Londynie było już po 16, więc Steph powinna już wrócić z pracy. Gadałyśmy ponad 1h, próbowałam powiedzieć jej co zaszło, musiałam się komuś wygadać, jednak ona była tak podniecona zaręczynami Jessiego i w sumie cała rozmową kręciła się wokół tego. Cieszyłam się z jej szczęścia, jednak nie miałam  najmniejszej ochoty na rozmowę o tym, wykręciłam się więc, że muszę wstać rano i poszłam się wykąpać. Następnie wzięłam z kuchni butelkę czerwonego wina i poszłam do łóżka. 

- Halo? – zapytałam zaspanym głosem odbierając telefon.

- Hey Chloe, obudziłem cię? Jej to sorry, jest już 11, więc myślałem, że nie śpisz. Kurcze, zadzwonię do ciebie później, albo Ty zadzwoń jak się obudzisz. – usłyszałam mamrotanie Jareda po drugiej stronie. 

- Nie, nie Jay, daj mi sekundę – szybko podniosłam się z łóżka i wzięłam dużego łyka wody mineralnej stojącej na etażerce. Okay, jedno wino w niecałe poł godziny to jednak zły pomysł. – Sorry za mój lekko zdziadziały głos, zaraz się poprawi. 

- Hehe jasne, nie  ma problemu. Na początku przepraszam za tego wczorajszego smsa, ale Shannon naprawdę chciał cię przeprosić i wiedziałem, że inaczej nie dasz się wyciągnąć. A po drugie, jest sprawa i myślę, że mogłabyś być zainteresowana. 

- Wybaczam i zamieniam się w słuch. – powiedziałam wstawiając wodę na kawę.

- Więc jutro jest casting. Na West Olympic Blvd, dokładniejszy adres prześlę ci później. Szukają do drugoplanowej roli kobiecej, blondynka, średniego wzrostu, szczupła, typ famme fatale. Pasujesz idealnie, wpisałem już cię na casting, więc nie masz wyjścia. 

- Że co? – zorientowałam się co do mnie mówił i byłam w szoku – Ale jak to? Że jutro? 

- Podziękujesz mi później. Szczegóły wyślę ci smsem. Muszę lecieć, do zobaczenia. 

- Paa – odpowiedziałam i upiłam łyk kawy.

 Byłam w szoku, bardzo pozytywnym, ale jednak szoku. Dlaczego niby Jared załatwiał mi casting? Tak po prostu w ramach podziękowania za sprzątanie? Hahah zaśmiałam się w głos. Fajnie tu w LA, pomożesz komuś, hop rola w filmie, coś pożyczysz, sesja zdjęciowa. Okay, podoba mi się, mogę tu żyć. 
Strasznie podjarana całą sytuacją wstałam z samego rana w przeciwieństwie do dnia poprzedniego i zaczęłam się szykować. Strój, który wybrałam był wystarczająco elegancki, ale niekoniecznie chyba w stylu famme fatale, ale co tam, ważne, żeby czuć się swobodnie. [OUTFIT 1] Zjadłam małe śniadanie i ruszyłam moim ukochanym samochodzikiem w stronę Beverly Hills. Casting poszedł nie najgorzej, chociaż po wyjściu z pokoju do głowy przyszło mi milion pomysłów jak mogłam to lepiej zagrać, ale cóż, jedna szansa i koniec. W drodze do domu zahaczyłam o Starbucksa na rogu West Pico Blvd i South Rimpau Blvd. Zamówiłam sobie mrożoną Latte na wynos, zapłaciłam, szczęśliwa mając swoją kawę w ręku gotową do wypicia, w dodatku mrożoną, co było wybawieniem w tej chwili, skierowałam się do wyjścia. Akurat zadzwonił mój telefon, więc zaczęłam go szukać w torbie, aż nagle
- Co do cholery ?! – krzyknęłam na całą restaurację czując kostki lodu z kawy pod bluzką między piersiami i zaczęłam czym prędzej je wyjmować, gdyż były niemiłosiernie lodowate.

- O Jezu, sorry, serio, naprawdę to było niechcący – usłyszałam przepraszający głos i w mojej głowie pojawiło się kilkanaście dodatkowych bluzg. 

- Leto – wysyczałam jedynie przez zęby – Któż by inny jak nie Leto. 

W międzyczasie obok pojawiła się  kelnerka, która sprzedawała mi kawę i zaczęła sprzątać zapewniając jednocześnie, że druga kawa gratis. 

- Chloe ?? – zapytał zaskoczony perkusista – Ale przypał, ja pierdole. 

Z jego ust brzmiało to tak przezabawnie, że cała ta sytuacja wydała mi się jedną wielką groteską i nie mogłam się powstrzymać od głośnego śmiechu. Shannon tak samo jak i kelnerka patrzyli na mnie jak na umysłowo chorą, a ja nie mogłam przestać. Nie obchodziło mnie, że cała jestem w latte, że koszulka mi prześwituje i widać koronkowy wzór na moim staniku, że to znowu przez Shannona, miałam wszystko gdzieś. „Ale przypał” starszego Leto przebił wszystko.

- Wszystko okay? Bo szczerze mówiąc boję się, że to cisza przed burzą i zaraz rzucisz się na mnie, zaczniesz wrzeszczeć, bić i wylądujemy razem w szpitalu, ja na OIOM’ie, a ty w psychiatryku.

- Leto, proszę cię, brzuch mnie już boli od śmiechu, nie rozśmieszaj mnie bardziej – próbowałam powstrzymać śmiech i jednocześnie wysuszyć trochę bluzkę. 

Oczywiście tylko ja zostałam oblana kawą, dobrze, że miałam wodoodporny telefon, chociaż tyle.  Shannon podszedł do kasy wziął dwie kawy i wyszliśmy. 

- Dobra, teraz się nie wymigasz, jedziemy do mnie – rzucił Shannon i prawie pobiegł do swojego motoru. 

- Proszę cię, mam za dobry humor – odpowiedziałam idąc do swojego samochodu.

- A ja mam twoją kawę – odpowiedział zadziornie perkusista, założył kask i wsiadł na swoją maszynę. – Jedź za mną, jeżeli nadążysz.

No tak jeszcze tego brakowało, żeby mnie prowokował. Wyśmiałam go jedynie, wsiadłam do samochodu i ruszyłam za nim. Wszystko o co w głębi ducha prosiłam w tym momencie to zielone światła, żebym nie została w tyle za Shannonem. Nie miałam pojęcia gdzie mieszkał, więc musiałam trzymać mu się na ogonie nie mogąc go wyprzedzić. Jechaliśmy w stronę międzystanowej 10, potem trasą w stronę centrum LA, czyli w zupełnie odwrotnym kierunku niż do mnie do mieszkania. Dziesiątka jest czteropasmówką, więc bez problemu mogliśmy jechać obok siebie i dzięki temu bardzo dobrze widziałam, że Shannon był zły, że jednak nadążałam za nim. No cóż, chyba się tego nie spodziewał. Chwilę po skrzyżowaniu ze 110 zjechaliśmy i wjechaliśmy w osiedle. Muszę przyznać, że było bardzo sympatyczne, zupełnie inne niż to na którym ja mieszkałam. Rodzinna atmosfera, dzieci bawiące się na ulicy, dlatego też po zjechaniu z trasy znacznie zwolniliśmy. Nagle Shannon się zatrzymał się pod dość sporym dwupiętrowym domem ogrodzonym żywopłotem. Zanim Shannon zdążył zdjąć kask ja już byłam obok niego.

- Kawę poproszę – powiedziałam z szerokim uśmiechem na twarzy. 

- Ups, chyba zostawiłem je na murku obok Starbucksa – odpowiedział mi bez krzty zakłopotania.

- No chyba sobie żartujesz Leto…Chcesz mi powiedzieć, że goniłam tu za tobą z nadzieją wypicia kawy, którą nota bene próbuje wypić od ponad godziny, na marne? Mówiłam ci, że mam dobry humor…- ostatnie zdanie dodałam z grymasem na twarzy.

- Chyba wiem jak się odwdzięczyć – wziął kask, kluczyki i ruszył w stronę drzwi, a ja stałam jak wryta.

- No chodź, przecież cię nie zgwałcę, kawę chcę ci zrobić – krzyknął widząc, że nie idę i zaśmiał się wchodząc do środka. 

Niewiele myśląc ruszyłam za nim. Po wejściu do środka moim oczom ukazał się długi korytarz prowadzący do przestronnego salonu połączonego z kuchnią, w której już urzędował Shannon. 

- Gdzie jest łazienka, bo muszę coś z tą bluzką zrobić – wskazałam na swoją jeszcze mokrą od kawy bluzkę.

- Hmmm wiesz, mi się nawet podoba, jak tak prześwituje – rzucił Shannon z tym swoim diabolicznym uśmiechem – Chcesz jakaś koszulkę na zmianę? – zapytał

- Nie, dzięki, poradzę sobie – odpowiedziałam z przekąsem i ruszyłam w stronę wskazanych przed chwilą drzwi. 
Próbowałam jakimś cudem zaprać bluzkę na sobie, ale było jeszcze gorzej. W żaden sposób nie było mi to na rękę i nie miałam najmniejszej ochoty tego robić, ale

- Shannon ?! – po chwili pojawił się przy uchylonych drzwiach od łazienki – Mógłbyś mi jednak pożyczyć tą koszulkę? – zapytałam próbując się uśmiechnąć. 

Po chwili wrócił z koszulką śmiejąc się w głos i informując mnie, że kawa gotowa i czeka. Czym prędzej się ubrałam i trochę niepewnie ruszyłam do kuchni. 

- Bardziej wyciętej po bokach nie miałeś? 

- Akurat taka mi się wyciągnęła i muszę przyznać, że świetnie na tobie leży. I fajny stanik tak przy okazji. 

Moja reakcja była dość typowa, Leto dostał kuksańca pod żebra. 

- Ej za co to? – prawie wyszło mu oburzenie.

- Za cały dzień, za wylaną kawę, poplamioną koszulkę, zostawioną kawę, podartą koszulkę i patrzenie na mój stanik, ot za to. Gdzie ta kawa? – dumnie ruszyłam w stronę kanapy w salonie, gdyż tam na stoliku dostrzegłam dwa kubki. 

Wzięłam pomarańczowy z postacią Tygryska z Kubusia Puchatka i podpisem „Shanimal”. Dla Leto zostawiłam biały kubek z napisem „coffee addict” i usiadłam skrzyżnie na kanapie. 

- Sam mieszkasz? – zapytałam ciekawsko.

- Tak, a co?

- Twoje mieszkanie nie wygląda na męskie, jest czyste, fajnie umeblowane no i jeszcze ten kubek z Tygryskiem. – wzięłam łyk kawy i wyczekiwałam odpowiedzi.

- Mmm pierwszy raz od czasu imprezy prawisz mi komplementy, podoba mi się. Co do wystroju mam trochę bzika na tym punkcie, a kubek dostałem kiedyś of fanki, lubię go. A ty co dzisiaj robiłaś tak daleko od hotelu? 

- Fajnie, że trzymasz takie rzeczy, pewnie gdyby wiedziała, że wciąż go masz ucieszyłaby się. A dzisiaj byłam na castingu, potem miałam ochotę na kawę i cóż, wyszło jak wyszło. A w hotelu już nie mieszkam, wynajmuję dom niedaleko twojego brata. – Kawa była wyśmienita, jak w najlepszych kawiarniach, nie za mocna, ale z wyrazistym smakiem z dodatkiem syropu klonowego, ale nie za słodka. Naprawdę świetna, ale nie wiedziałam, czy powinnam go chwalić. 

- Niedaleko Jareda? No proszę jak zbieg okoliczności. A jaki casting?

- Hehe a to w sumie dzięki Jaredowi, zadzwonił do mnie wczoraj i powiedział, że zapisał mnie na casting do nowego filmu Martina Scorssese, więc stwierdziłam, że wypada spróbować. A ty coś ciekawego robiłeś w okolicach Beverly Hills ? 

- Dzięki Jaredowi, no proszę jaki dobry jest mój braciszek. A co do Beverly to byłem u dziewczyny, a w sumie już ex, bo byłem z nią zerwać, ale nie ważne. Lubisz gry video? – zapytał z nadzieją wymalowaną na twarzy.

- Xbox czy PS ? 

- Okaaay, ogarniasz konsole, więc jest dobrze. Xbox, Call of Duty Advanced Warfare, piszesz się? – już widziałam, jak tylko czekał, żeby wyjąć pady i odpalić grę.

- Jeżeli tylko za mną nadążysz – powiedziałam zadziornie i usadowiłam się wygodniej na kanapie naprzeciwko ogromnego 65 calowego telewizora. Zaraz obok mnie zjawił się Shannon, usiadł obok mnie i dał mi pada. 

- Dziewczynko, ty nie zdajesz sobie sprawy jakie ja rzeczy potrafię zdziałać tym joy stickiem – tym razem to on spojrzał się na mnie i bardzo dobitnie zaakcentował ostatnie słowo.

- Dobra Leto, włączaj lepiej tą grę, bo chcę ci dokopać. Mój ekran na górze. – Nic nie było w stanie popsuć mojego humoru dzisiaj. 

Nie wiem czy to w większej mierze przez casting czy przez Leto, ale czułam się wspaniale. Po kolejnej przegranej Leto zerwał się na równe nogi z kanapy.

- Jaką lubisz pizze? Bo trochę zgłodniałem, a niedaleko jest świetna pizzeria i mają darmowy dojazd do domu. – zaśmiał się i zaczął wybierać numer na telefonie.

- Byle nie hawajska, nienawidzę ananasa w pizzy o i nie mam nic przeciwko ostrym dodatkom. – rzuciłam z pokoju.

- Ostre dodatki? Mmm coraz bardziej mi się podoba. 

Shannon zamówił dwie duże pizze i w czasie gdy czekaliśmy na nasze zamówienie Shan złapał dobrą passę i parę razy pokonał mnie na polu bitwy, a przy każdym zabiciu cieszył się jak dziecko. Po około pół godzinie zadzwonił telefon, że pizza już czeka przed domem i trzeba po nią wyjść. Shannon, który był strasznie zajęty grą poprosił, żebym zrobiła to za niego. Bez problemu wyszłam na zewnątrz, odebrałam zamówienie, zapłaciłam dołączając 10 dolarowy napiwek i skierowałam się z powrotem do domu Shannona. Było już ciemno i nagle niespodziewanie błysnęło parę fleszy w moim kierunku. No super, jeszcze tego brakowało, czym prędzej weszłam do środka, żeby uciec przez wścibskimi obiektywami paparazzi. 

- To nie był dobry pomysł. – poinformowałam Shannona wchodząc do salonu. – Już możesz szykować wyjaśnienia odnośnie tajemniczej dziewczyny w twojej koszulce niosącej do twojego domu pizze.  

Rozłożyliśmy pizze na stoliku do kawy, który stał obok kanapy,w międzyczasie Shannon przyniósł piwo, zastopowaliśmy grę i siadając po turecku na podłodze zabraliśmy się do jedzenia. 

- Dawno się tak dobrze nie bawiłem, dzięki, że przyszłaś. Ostatnio mam mało czasu na odstresowanie się. Ciągle trasa, wywiady, sesje, teraz dzięki temu teledyskowi mamy trochę czasu dla siebie. No i muszę przyznać, że całkiem dobrze sobie radzisz i za kółkiem i w grach video. Smakuje ci?

- Taaak jest świetna, dawno nie jadłam pizzy. Mówiłam ci, że jestem w tym dobra – nawet nie wiem czemu puściłam mu oczko. 

Dalsza część wieczoru zleciała bardzo przyjemnie. Cały czas żartowaliśmy i gadaliśmy o pierdołach. Po tym dniu spędzonym razem już nie mogłam patrzeć na niego tylko przez pryzmat tego nieszczęsnego incydentu. Z minuty na minutę przestawałam w nim widzieć tylko złego człowieka, z każdym kolejnym spojrzeniem w te przepiękne brązowe oczy i z każdym kolejnym słowem zaczynałam go lubić. Był tak niesamowicie przystojny jak się uśmiechał i tak uroczy gdy się złościł, że przegrywa. 

- Po imprezie u Jaya to ty się mną zajęłaś, prawda? Byłem nawalony w pień, ale co nieco pamiętam. Wiem, że to byłaś ty. Dziękuję. – nagle wyrwał mnie z zamyśleń. Okay, to było dość niespodziewane. 

- Kiedyś się odwdzięczysz, a teraz będę się zbieraj, już – spojrzałam na zegarek – po 24, Jezu jak to szybko zleciało – byłam w szoku, że straciłam rachubę czasu, rzadko kiedy mi się to zdarzało.

- Hehe fakt, też bym nie pomyślał, że tak późno jest. Wiesz, jak chcesz to mam pokój gościnny, możesz zostać. – zaproponował trochę nieśmiało, a przynajmniej miałam wrażenie, że było to nieśmiałe. 

- Dzięki, wypiłam tylko jedno piwo i to parę godzin temu, więc mogę jechać. – skierowałam się do drzwi i czekałam tam na Shannona. 

Przez chwilę staliśmy naprzeciwko i wpatrywaliśmy się w oczy. Nie mogłam długo tego wytrzymać, więc szybko spuściłam wzrok.
- Dobra to ja lecę – niepewnie zbliżyłam się do niego, żeby dać krótkiego buziaka w policzek na pożegnanie. 

Oparłam się policzkiem o jego polik i poczułam zapach jego perfum zmieszany z codziennym zapachem, który był hipnotyzujący i seksowny, o  ile można tak powiedzieć o zapachu. Chciałam się oddalić, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie wpijając się w moje usta. Każdy kolejny pocałunek był bardziej namiętny, głębszy i powodował motylki w moim brzuchu. Czułam się jakbym całowała się po raz pierwszy w życiu. Shannon złapał moją twarz w dłonie jakby chciał mieć mnie bliżej, jakby chciał czuć więcej. Był to z jednej strony najnormalniejszy w świecie pocałunek ale z drugiej był on tak intymny. Nie chciałam, żeby to się kończyło, chciałam, żeby trwało wiecznie. W myślach przeklinałam się za to, że sprawiało mi to przyjemność, że chciałam więcej. Usta Shannona były niczym ogień, który rozpalał mnie równie na zewnątrz jak i w środku. Dłońmi błądziłam w jego włosach, które już uwielbiałam. Nagle zakończyłam pocałunek, bo bałam się do czego to może prowadzić. Raz już się na tym przejechałam, nie chciałam tego powtórzyć.

- Dobranoc Shan – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.

- Do zobaczenia słoneczko.

***

Heyo, hey :) Baaaardzo przepraszam, że rozdział dopiero teraz, miałam piękny plan napisania mnóstwa rozdziałów w samochodzie w drodze do Polski bądź z powrotem, ale z racji na wiele czynników niezależnych ode mnie, nie miałam możliwości :(( W ogóle chyba nie podoba mi się te rozdział, miałam dużo problemów z napisaniem go. Czekam na wasze opinie, bo jestem bardzo ciekawa co i jak i czy ewentualnie może być :D
Buźka :*

8 komentarzy:

  1. Może miałaś problemy z napisaniem tego rozdziału, ale ja tego w ogóle nie widzę. Świetnie mi się go czytało:) i miałam cały czas uśmiech na twarzy bo cieszy mnie to ocieplenie stosunków z Shannonem:) Rozdziała bardzo pogodny i bardzo fajny:) Czekam na dalsze z niecierpliwością:) Bardzo lubię tą historię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ufff dziękuję :D bardzo się cieszę,że miło się czytało; ) musiało być poprawienie się stosunków między nimi,bo Shannon to dobry "chłopak" jest no i jak widać ciągnie ich do siebie :P nie obiecuję,ale mam nadzieję,że tym razem uda mi się szybciej wrzucić kolejny rozdział :)

      Usuń
  2. Ja też potwierdzam:) Super rozdział i ja jestem po nim bardzo zadowolona:) Absolutnie się z Tobą zgadzam Shann jest super a w tym opowiadaniu podoba mi się coraz bardziej:) Jestem bardzo ciekawa jak ta historia będzie się dalej rozwijać:) Fajnie, że piszesz to opowiadanie:) K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa ale się cieszę ^^ bardzo mi miło, uwielbiam czytać Twojego komentarze i zawsze ich wyczekuję pod rozdziałem :* Shannon jest genialny, uwielbiam go, ale czasami nie wiem do końca jak go przedstawić, żeby wszyscy byli usatysfakcjonowani heh :) a historia będzie się rozwijać, oj będzie <3 w głowie już mam parę takich odcinków, które powalą na kolana :D buziaki :*

      Usuń
  3. Świetne opowiadanie:) Dzisiaj tu trafiłam i od razu przeczytałam wszystko:) Od razu je polubiłam i będę tu zaglądać częściej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaaam :) bardzo mocno dziękuję i jestem przeszczęśliwa, że się podoba <3

      Usuń
  4. Fajnie piszesz będę wyglądać kolejnych rozdziałów, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję, miło mi to czytać i zapraszam :)

      Usuń