Jeżeli czytasz, skomentuj, żebym wiedziała, że jesteś :)
Enjoy ! :)
Miałam wrażenie, że moje powieki były ze stali, nie mogłam
ich otworzyć mimo, iż bardzo chciałam. Słyszałam natarczywy dźwięk, który
rozlegał się w mojej głowie, ale nie mogłam zlokalizować jego źródła. Bałam
się, nie wiedziałam czego się spodziewać po otworzeniu oczu. Nie wiedziałam
gdzie jestem i co ze mną się stało. W głowie miałam przeróżne myśli, każdy
najgorszy scenariusz, zero litości. Dźwięk ustąpił, miałam ciszę i spokój,
mogłam pomyśleć, jednak nie na długo, po pewnym czasie znowu dał o sobie znać i
to dużo głośniej i donośniej niż wcześniej. Zebrałam w sobie siły i otworzyłam
oczy. Leżałam, więc podniosłam się na rękach i rozejrzałam po pomieszczeniu.
Spojrzałam się na swoje dłonie, a następnie odkryłam kołdrę, którą byłam
przykryta. WTF?! Czy to naprawdę możliwe? Przez cały ten czas…? Jeszcze raz
dokładnie przyjrzałam się wszystkiemu. To musiała być prawda. Ja pierdole. Sięgnęłam
ręką po piszczący przedmiot, a dokładniej mój telefon i budzik, który to
wydawał tak irytujące dźwięki. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na datę i godzinę
– 9:45, 6 marca. Dodatkowo na moim telefonie widniało powiadomienie, że za
ponad dwie godziny mam spotkanie z reżyserem i całą filmową ekipą. Nie
dochodziło to do mnie. Wstałam z łóżka i podeszłam do krzesła, gdzie miałam naszykowany
strój, ciemno zieloną sukienkę i jeansową kurtkę, nie były noszone, pachniały
płynem do płukania. Miałam ochotę się rozpłakać, chwyciłam za telefon i
wybrałam numer Shannona. Musiałam się upewnić. Po 5 sygnałach usłyszałam głos
Shannona.
- Co tam cukiereczku? – zapytał jakby nigdy nic.
- Jesteś w domu? Wszystko okay? Co robisz? – pytałam
chaotycznie.
- Taaak, siedzimy z Jaredem i pijemy kawę, hey co się stało?
- O Boże jak dobrze, tak się bałam – praktycznie krztusiłam
się własnymi słowami.
- Ej mała, co się dzieje? Przyjechać do ciebie? W domu
jesteś? Poczekaj już jadę. – po jego słowach i tonie wiedziałam, że jest
wyraźnie zaniepokojony.
- Nie, nie, jest dobrze, po prostu miałam głupi sen. Nie
kłopocz się, za chwilę muszę jechać na próbne zdjęcia, nie ma sensu.
- Jesteś pewna? Wiesz, to żaden problem, 15 minut i jestem.
- Dziękuję. Posiedź z Jaredem i potem się zdzwonimy, okay? –
nie chciałam, żeby specjalnie przyjeżdżał i to w dodatku z powodu moich snów.
- To zróbmy tak, że po tych zdjęciach zadzwonisz i się
spotkamy, nie przyjmuję słowa odmowy. Uważaj na siebie mała.
- Mhm, do zobaczenia Shan, pa – odpowiedziałam i się
rozłączyłam.
Kamień spadł mi z serca. Nie wiedziałam co było dla mnie
większa ulgą, czy to, że z Shannonem było wszystko okay, czy to, że nie miałam
wypadku. Jezu, byłam święcie przekonana, że to się działo naprawdę. Osunęłam
się na dywan w sypialni i łzy poleciały mi ciurkiem. A może powinnam wyciągnąć
coś dobrego z tego snu? Może miał on jakiś cel? Świadomość, że brak akcji może
spowodować takie zakończenie przerażała mnie. Co by się stało, gdybym powiedziała
Shannonowi, że coś do niego czuję. Może ten sen miał na celu pokazać mi, że
musze wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej coś na czym bardzo mi zależy
przepadnie. Wizja tego byłam najgorszą z możliwych. Z jednej strony wszystkie
sprawy zawodowe zaczynały mi się układać, a sercowe rozbijały się na kawałki.
Jednak miałam jeszcze czas, była nadzieja, żeby to naprawić, żeby skleić ze
sobą te elementy, żeby połączyły się w spójną całość. I tak też zamierzałam
zrobić. Żeby nie kusić losu wybrałam inny stój na dzisiaj. [OUTFIT 1]
Zaparzyłam sobie kawy i zrobiłam płatki owsiane. W pojemnik zapakowałam owoce i
orzechy, żeby miała coś do przekąszenia na później. Nie wierzyłam w przesądy,
czarne koty, piątki 13-tego, do dzisiaj. Jadąc na spotkanie nie wstąpiłam do
Starbucksa, wybrałam inną drogę dojazdu. To było chore, nie da się tego ukryć,
ale czułam się przez to bezpieczniej. Dojazd zajął mi więcej czasu niż
przewidywała moja nawigacja, ale wolałam być ostrożna. Jak przetrwam dzisiejszy
dzień będę spokojna. Mimo iż długo jechałam to i tak byłam przed czasem.
Zaparkowałam samochód przed wytwórnią i ruszyłam w stronę Sali w której miało
się odbyć spotkanie. Dopiero teraz doszło do mnie, że dostałam główną rolę w
tym filmie i będę ją grać z Jaredem… Po drodze spotkałam Petera, który był tak
zabiegany, że praktycznie w locie dał mi buziaka w policzek i rzucił, że za
chwilę się widzimy. Minęło może 20 minut, aż spotkanie się rozpoczęło,
aczkolwiek Jared jeszcze się nie pojawił. David, reżyser, przedstawiał po kolei
każdego obecnego. Dostaliśmy dokładny plan zdjęć, kiedy, gdzie, kto. Jak się
dopatrzyłam przy większości scen z moim nazwiskiem widniało też nazwisko Leto.
W sumie, nawet fajnie, że to on. Poznałam już młodszego Leto i naprawdę go
lubiłam, dogadywaliśmy się, dzieliliśmy wspólne pasje. Przyznam jednak, że
gdyby między mną a Shannonem coś wyszło, byłoby to mało komfortowe.
Postanowiłam jednak się tym nie przejmować, a jedynie skupić na pracy. Miałam
zacząć pracę z Davidem Fincherem, światowej sławy reżyserem, nie mogłam pokazać
się jako niedojrzała. Jestem dorosłą osobą, która jest pewna siebie i wie czego
chcę. Dostałam życiową szansę i musze ją wykorzystać, jak tylko się da. Jak się
dowiedziałam, mieliśmy jeszcze dwa miesiące do rozpoczęcia zdjęć. Do tego czasu
akurat nakręcimy teledysk z chłopakami i może będę mieć chwilę czasu, żeby
odwiedzić Stephanie. Po sprawach organizacyjnych mieliśmy czas, żeby zapoznać
się z ekipą i przedyskutować na osobności parę spraw. David cały czas był
zajęty rozmową z innymi, więc nie miałam jak z nim pogadać, jednak wiedziałam,
że będę musiała to w końcu zrobić. Zapoznałam się z ludźmi z ekipy, na pierwszy
rzut oka wszyscy, poza jedną dziewczyną, wyglądają naprawdę sympatycznie. Owa
dziewczyna Rooney, jak się dowiedziałam już mnie nie lubi. Podobno do momentu
mojego przyjścia na casting to ona miała „zaklepaną” główną rolę, niestety
teraz musi nacieszyć się drugoplanową. No to będzie wojna, już to czuję. Wszyscy
już się zbierali do wyjścia, gdy nagle Jared wparował do sali.
- David, sorry bracie, wypadek był na krajowej, jechałem od
Shanna i korki mnie zatrzymały.
- Trzeba było wyjechać wcześniej – powiedział chłodno –
wypadasz z ekipy – powiedział i odwrócił się na pięcie.
Wzrok wszystkich
skupiony był na wokaliście. Nie trwało długo gdy Jared podbiegł do niego i
niemal rzucił mu się do nóg prosząc o kolejną szansę, oczy miał przepełnione
łzami i krztusił się próbując wydobyć kolejne słowa. Nastała chwila ciszy i
nagle Jared i David wybuchli tak gromkim
śmiechem, że mężczyzna z ekipy dźwiękowej stojący obok nich wzdrygnął się ze
strachu.
- Stary, ty to masz talent. Co tam u Shannona? – Fincher
objął Jareda ramieniem i ruszyli razem w stronę wyjścia.
A’ propos Shannona…wybrałam jego numer na telefonie i jak
obiecałam zadzwoniłam.
- Chloe? – usłyszałam w słuchawce, zaraz po pierwszym
sygnale.
- Shannon? – zapytałam trochę go parodiując.
- Jest plan, przyjeżdżaj do mnie, bo mam niespodziankę.
- Znowu? – zapytałam
niedowierzając.
- No nie marudź mała tylko pakuj swój zgrabny tyłeczek do
samochodu i przyjeżdżaj. Czekam.
Byłam pod wrażeniem, jak pogodny i
zadowolony był Shan. Miałam dreszcze na samą myśl o niespodziance. Ciekawe co
tym razem przygotował. Na całe szczęście droga nie zajęła mi dużo czasu. Furtka
była uchylona, więc weszłam jak do siebie i skierowałam się w stronę drzwi
wejściowych, w których czekał już Shannon.
- Cześć – powiedziałam i ucałowałam go w policzek.
- Nareszcie, dobra, wejdź na chwilę, wezmę to co mi
potrzebne i możemy jechać. Mam nadzieję, że nie miałaś żadnych planów– rzucił i
popędził w stronę swojej sypialni.
- W sumie to nie…
Po chwili Shannon wyszedł z pokoju z torbą Louis Vuitton
uchachany od ucha do ucha.
- Okay, więc co tym razem przygotowałeś? – zapytałam
kierując się za Shannonem do samochodu.
- Nie martw się, nic takiego – uśmiechnął się – mówiłaś, że
miałaś ciężką noc, więc jedziemy się trochę rozerwać.
- Coo? – zapytałam przestraszona – Ale ja nie jestem
odpowiednio ubrana.
Shannon tylko spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
„Dziewczyny” dodał pod nosem i otworzył mi drzwi swojego Range Rovera.
- Jak chcesz to możemy podjechać do ciebie i się
przebierzesz.
- No wszystko zależy co będziemy robić, żeby nie było mi
zimno, niewygodnie no i w ogóle, żebym się dobrze czuła – oczy kota ze Shreka
chyba robiły swoje.
- Mogę ci zagwarantować, że będziesz się dobrze czuła, o to
postaram się osobiście. A co do stroju faktycznie chyba lepiej jakbyś zmieniła
go na coś wygodniejszego i płaskie buty, zdecydowanie, chociaż ten jest bardzo
fajny – dodał zalotnie na co tylko wykręciłam oczami.
Droga do mnie zajęła niecałe 15 minut.
Shannon prowadził samochód bardzo dynamicznie. Przy każdym skręcie kierownicy
widziałam jego napinające się mięśnie przedramienia. Był bardzo skupiony na
drodze, jechał szybko, ale mimo to czułam się bardzo bezpiecznie. Podczas drogi
zgodnie stwierdziliśmy, że przydałoby się wypić kawę, ale z racji na moje obawy
wolałam nie wjeżdżać dzisiaj do Starbucksa. Weszliśmy do mnie i kiedy ja się
szykowałam poinstruowałam Shana gdzie co jest i poprosiłam, żeby zaparzył kawę.
- Czy muszę wziąć coś konkretnego? – krzyknęłam z sypialni.
- Hmm załóż spodnie, jakieś wygodne buty i weź bluzę,
powinno wystarczyć.
Tak jak mi doradził, tak też się ubrałam.
- Ooo i weź plecak, jak masz, zamiast torby.
Okay, coraz więcej niewiadomych. Zapakowałam do plecaka
ważne rzeczy i byliśmy gotowi, żeby wyruszyć. Kawę przelałam do jednorazowych
kubków i pojechaliśmy. Wg trasy kierowaliśmy się na północ. Droga prowadziła pod
Hollywood Hills, a dokładniej na całkiem mały parking pod wzgórzami przy którym
widniała tabliczka „Hollyridge trial”. Była godzina 14, obok nas zaparkowany
był tylko jeden samochód. Nie byłam do końca pewna co planuje Shannon. Patrząc
na nasze stroje i miejsce w którym zaparkowaliśmy miałam pewne przypuszczenia,
ale były dla mnie mało realne. Jak się potem okazało, nie doceniłam Shannona w
tej kwestii. Wysiadłam z samochodu, spojrzałam w górę i zaniemówiłam. Moja
szczęka mimowolnie opadła w dół, a oczy miałam wielkości jednodolarówki.
Spojrzałam na Shannona, potem znowu na widok przed moimi oczami i znowu na
Shannona.
- Czy Ty…czy my…wow serio?! – byłam w szoku.
Shan jedynie zaśmiał się, poszedł do bagażnika, wyciągnął z
niego plecak wspinaczkowy, dobra to dziwne, ale wyobraziłam go sobie, jak Bear
Grylls, który tuła się ze swoim ogromnym plecakiem i je obrzydliwe robale,
które mają „mnóstwo białka i są pożywne” fuuuuuuj. Wyciągnął więc ten plecak,
przepakował parę rzeczy z torby i byliśmy gotowi, żeby ruszyć.
- Nie byłaś tu jeszcze, prawda? Trzeba nadrobić zaległości. –
uśmiechnął się szeroko i zakochałam się. Dosłownie. Jego uśmiech był
najwspanialszą rzeczą na świecie, wiem, że przesadzałam i każdy zdrowy
psychicznie człowiek by mi to powiedział, ale dla mnie w tym momencie tak
właśnie było.
- Tu jest cudownie – już od pierwszych kroków byłam pod
wrażeniem. W ogóle jestem osobą, która bardzo łatwo się ekscytuje. Zobaczę
kwiat rosnący pośrodku łąki i będę się nim jarać cały dzień. Wiem, szpital psychiatryczny.
- To dopiero początek, zobaczysz co będzie dalej. Mamy przed
sobą jakieś 3,5 mili (5,6 km) będziemy iść tym szlakiem, bo przyjechaliśmy
samochodem, fajniejsza jest droga od Wonder View Trial, ale tam nie ma gdzie
zaparkować, więc… - chyba nie był tu pierwszy raz.
- O mam pomysł ! – krzyknął nagle – Jezdziłas kiedyś konno? –
zapytał z nadzieją w oczach.
- Yyyy nie… - przerażenie malowało się na mojej twarzy –
Nawet o tym nie myśl – dodałam.
- Oj Chloe, mają tu świetną stajnie, mój kumpel jest
właścicielem, moglibyśmy pojechać konno na górę.
- Nigdy w życiu, nie ma mowy, nie.
- Chloe – zaczął błagalnym wręcz tonem – będzie fajnie,
obiecuję.
- Shan…nigdy w życiu nie jeździłam konno, a ty chcesz, żebym
wjechała na koniu na samą górę, jak sam powiedziałeś 3,5 mili ?
- To będzie jakieś 700 stóp ( ok. 280 m) w górę. – przerwał
mi.
- Ahahah dobre, dobry żart, udał ci się – ruszyłam dalej.
- No Chloe no… - dalej szedł za mną i niczym małe dziecko,
które chciało lizaka błagał mnie.
- A możemy innym razem? – zapytałam z nadzieją – wezmę sobie
do tego czasu parę lekcji, żeby chociaż wiedzieć co i jak i wtedy przysięgam,
że pojedziemy, proszę. Boję się teraz. – Naprawdę się bałam, wiedziałam, że nie
będę w stanie, cholera ja nigdy nawet nie widziałam konia z bliska. Na pewno byłoby
fajnie, ciekawie, zabawnie, ale no nie teraz.
- Trzymam cię za słowo. – spojrzał na mnie bardzo poważnie
po czym roześmiał się i ruszyliśmy dalej. Minęliśmy ową stajnie i kierując się dalej
skręciliśmy w lewo i kierowaliśmy się na północ. Momentami droga była dość
stroma, ale wtedy pomagał mi nieustraszony Shannon Grylls. Na szlaku nie
spotkaliśmy w sumie nikogo, gdzieś w oddali słyszeliśmy jedynie śmiech, ale
tylko przez chwilę. Po jakiś 15 minutach licząc od parkingu doszliśmy do punktu
widokowego, gdzie dosłownie zapierało dech w piersiach.
- Zdjęcie ! – prawie, że krzyknęłam – koniecznie musimy
sobie zrobić tu zdjęcie! Jest magicznie.
- Selfie z tobą? Zawsze ! – uśmiechnął się do mnie promiennie i Shan
wyjął telefon, żeby cyknąć zdjęcie. Dla pewności, że dobrze wyszłam poprosiłam,
żeby zrobił jeszcze kolejne trzy. Tak, żeby mieć pewność. Sama tez zrobiłam
parę, hmm paręnaście zdjęć krajobrazu i bardzo niechętnie ruszyłam dalej.
- Nie możemy tu zostać? Zobacz jak jest pięknie – próbowałam
przekonać mojego kompana, ale graniczyło to z cudem.
- Nie ! Idziemy dalej, raz, dwa, trzy, maszerujemy kapralu !
– zbijał się i udawał żołnierza salutując do mnie.
Niewiele myśląc odsalutowałam i ruszyliśmy marszem
podnosząc wysoko proste nogi do góry w jednym tempie. Cóż nie wytrzymaliśmy
długo i w tym samym czasie odpuściliśmy sobie i wybuchliśmy śmiechem. Będąc z
Shannonem nie musiałam nawet z nim rozmawiać, sama obecność była wystarczająca.
Jak widziałam jego grymas na twarzy gdy potknął się o kamień i o mało co nie
stracił równowagi, jak się śmiał wniebogłosy, kiedy ja straciłam grunt pod
nogami. Podczas naszego wspinania się na górę poruszyliśmy chyba każdy możliwy
temat, od dzisiejszego śniadania do problemów religijnych na świecie. Aż
stanęło na horrorach.
- Okay, horror, którego najbardziej się bałaś jak byłaś
dzieckiem? – zapytał z ciekawością.
- Hmm ciężko będzie wymienić tytuł, bo ogólnie się boję
horrorów – przyznałam ze wstydem – Zawsze oglądał z zasłoniętymi oczami.
Czekałam na wybuch śmiechu. Trzy, dwa, jeden….
- Ohh to słodkie
- Ale szczerzę ubóstwiam Lśnienie. Film jest arcydziełem pod
każdym względem, a scena jak krew wylewa się z windy…ahhh
- Okay, zaczynam się ciebie bać – stwierdził ze śmiechem
Shannon.
- A twój?
- Też ich sporo, ale uwielbiam postać Jasona z Piątku
Trzynastego, miałem taką maskę hokejową jak byłem mały, mamy znajomy mi taką
załatwił, chodziłem po osiedlu i straszyłem dzieciaki w parku. – złowieszczo się
zaśmiał.
- Jak mogłeś? Niewinne dzieci straszyć? – udałam przejęcie –
a szybko uciekały? Hahaha
- I to jak, szkoda, że tego nie widziałaś – wybuchł śmiechem
po raz enty – Jay zawsze bał się Koszmaru z Ulicy Wiązów, więc kiedyś na
urodziny sprawiłem mu taki sweterek, jak miał Freddy Krueger, kapelusz zabierał
mamie, bo miała podobny i razem biegaliśmy i straszyliśmy.
- Ooo ja pamiętam, że kiedyś jak była impreza u mnie w domu,
dorośli siedzieli w jednym pokoju, a my, dzieciaki na górze. Było po godzinie
23 i w TV zaczynały lecieć horrory. Wszyscy strasznie podjarani cała sytuacją
usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy oglądać Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną.
Jeden dzieciak w podstawówce przechwalał się, że oglądał cały film, a potem
rozsiewał po szkole plotki o szaleńcu z piła grasującym na osiedlu, był nawet
niedaleko szkoły stary opuszczony dom w którym podobno mieszkał, każdy bał się
tam iść. My po pół godzinie oglądania po kryjomu, żeby rodzice się nie
zorientowali wyłączyliśmy go, a normalnie zasnąć mogłam chyba dopiero po
miesiącu – ehh żenujące trochę.
- Serio aż tak? Hahah
- Ej nie śmiej się ze mnie ! Wiesz, że to bardzo…- przerwał
mi w tym momencie
- Ciii, słyszałaś to?
- Shannon nie wygłupiaj się !
- No serio, posłuchaj, ktoś za nami idzie, słyszałem ! –
zaczął rozglądać się uważnie dookoła.
Fakt było tu trochę strasznie samemu,
żadnej żywej duszy, wzgórza porośnięte wysoką trawą i krzakami. Byłam pewna, że
się ze mnie nabija, chce nastraszyć, ale też to usłyszałam. Głos łamanych
gałęzi, który stawał się coraz głośniejszy. Cholera to wcale nie było śmieszne,
znany, ceniony perkusista i początkująca aktorka, niezły kąsek. Kiedy usłyszałam
łamaną gałęź za moimi plecami w jednej chwili znalazłam się przy Shannonie, a
dokładniej przylepiając się jak tylko mogłam i zamykając mocno oczy, żeby nic
nie zobaczyć. Shannon objął mnie równie mocno aż usłyszałam
- Coś się stało? Przestraszyłem was?
W tym momencie Shannon wybuchł takim śmiechem, że aż się
krztusił i nie mógł złapać powietrza. Mi ręce opadły i byłam kompletnie
zdezorientowana.
- Nie – śmiech – Tom, wszystko – śmiech – jest okay – śmiech.
Po paru sekundach, gdy zorientowałam się o co chodziło,
miałam ochotę zaćwiartować tego wrr….
- Shannon – zaczęłam i rzuciłam się na niego z pięściami, a
on śmiał się jeszcze bardziej – nie daruję ci tego ! – próbowałam, starałam
się, chciałam, żeby chociaż trochę go zabolało, ale dla niego to była świetna
zabawa. Prawda jest taka, że nie miałam szans, żadnych szans. Gdyby chciał to
pewnie podniósł by mnie jedną ręką. Był silny. I podły. Jak on mógł. Ja
przerażona na śmierć, kiedy on od początku widział, że to jego kumpel i tak
mnie wrobił. Wrrr…
- Chloe, proszę cię – śmiech – przepraszam, ale to było tak
słodkie, tak cudowne, że – śmiech – naprawdę próbowałem się powstrzymać –
śmiech – ale nie mogłem.
Super.
Dziękuję.
Postanowiłam, że nie będę się do niego odzywać. Niech ma za swoje. Obróciłam się na pięcie i
ruszyłam za Tomem, który w międzyczasie się przedstawił i powiedział, że jak
Shannonowi zależy na tym o co go prosił to musimy się pospieszyć. Kolejna
tajemnica…
Cały czas byłam zła, lecz gdy doszliśmy do metalowego
ogrodzenia z tabliczką „Wstęp wzbroniony, karane więzieniem i grzywną” moja
złość zaczęła przeistaczać się w ciekawość. Tom otworzył nam furtkę. Shannon
podszedł do niego przybił mu piątkę, przytulili się, perkusista poklepał go po
plecach i mówił coś na ucho. Mężczyzna tylko skinął głową. Następnie podszedł
do mnie, uścisnął mi dłoń i powiedział, że miło było poznać. Gdy przeszliśmy
przez furtkę krzyknął tylko „powodzenia” i zniknął mi z pola widzenia. Tutaj
już nie było ścieżki, trzeba było ostrożnie stawiać kroki w wysokiej trawie i
uważać na kłujące krzaki dookoła.
- Chloe, nie gniewaj się na mnie – mówił z uśmiechem na
ustach – proszę cię, wiesz, że nie zrobił bym nic co by cię naraziło na
niebezpieczeństwo.
- Mhm co najwyżej grzywna i paka? – zapytałam odnosząc się
do tabliczki na ogrodzeniu.
- Heh co najwyżej, ale Tom raczej nie pozwoli nas złapać.
Zaufaj mi.
- Po tym, jak mnie wystraszyłeś nie będzie łatwo.
Prawdę mówiąc złość już mi przeszłą, ale nie mogłam tego
pokazać. Jeszcze by wykorzystywał moje miękkie serce i dopiero bym miała. Gdyby
spojrzeć z boku cała sytuacja musiała wyglądać komicznie. Tak naprawdę nie wiem
czemu dałam się nabrać. Ja przeżyłam mini zawał serca, ale będąc na jego
miejscu pewnie śmiała bym się równie mocno. Tyle miałam tego wszystkiego w
głowie, że nie zauważyłam najważniejszego.
- Chloe? I jak ci się podoba? – zapytał z ciekawością
wskazując na górę.
- O fuck – to było jedyne co mogłam powiedzieć. Przed
oczami, niemal na wyciągnięcie ręki, a dokładniej jakiej 500 metrów przede mną,
rozciągał się olbrzymi napisz HOLLYWOOD. Najprawdziwszy w życiu. Te olbrzymie
litery, które układały się w nazwę dzielnicy Los Angeles były tuż przede mną.
Odkąd je zobaczyłam, jako małe dziecko, w gazecie, wiedziałam, że chcę pojechać
do LA, chcę je zobaczyć na własne oczy, ale nigdy nie sądziłam, że będę mogła
ich dotknąć. Ich nie można dotknąć. Po mojej złości na Shannona pozostało
jedynie wspomnienie. W oka mgnieniu rzuciłam mu się na szyję i wyszeptałam „dziękuję”.
Bardzo musiałam się starać, żeby łzy ze poleciały mi po policzku, oczywiście ze
szczęścia.
- Dla ciebie wszystko
mała – w tamtym momencie byłam zbyt przejęta, żeby załapać te słowa. Cieszyłam
się jak głupia. Biegałam dookoła tych liter i z każdą musiałam mieć zdjęcie.
Wiem, szpital psychiatryczny. Kiedy już opadłam z sił Shan pomógł mi wgramolić
się na pierwszą literę L po czym wszedł i usiadł obok. O takim obrocie sprawy
nawet w życiu nie marzyłam. Siedzę na najbardziej znanym znaku świata z
najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, który mimo iż jest tylko moim „kumplem”
to czyni mój świat lepszym. Siedzieliśmy tak dość długo wpatrując się w
niesamowity widok jaki rozciągał się z góry Lee. Przed nami piękne dudniące
życiem Los Angeles i my.
- Warto było? – zapytał w końcu Shnnpj wyraźnie czekając na
tą możliwość.
- Jest wspaniale. Chyba nikt nigdy nie sprawił mi takiej
niespodzianki. Dziękuję. – powiedziałam szczerze.
- Ooo nawet mimo tego, że cię przestraszyłem ?
- Nawet – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- No to całus się należy, o tutaj – wskazał swój policzek.
Przekręciłam oczami i układając usta w dziubek w celu dania
buziaka zbliżyłam się do policzka Shannona, jednak on w oka mgnieniu obrócił
się w moją stronę, a co za tym idzie nie trafiłam na jego policzek, lecz na
usta. Jasna cholera. Natychmiast, niczym porażona piorunem odsunęłam się i
spuściłam wzrok przygryzając przy tym dolną wargę. Zaśmiałam się nerwowo po
czym podniosłam powoli wzrok i spotkałam jego wzrok. Biła od niego pewność,
zdecydowanie i upór. Wpatrywał się we mnie i oczekiwał reakcji. Próbowałam coś
powiedzieć, ale nie chciałam tego spieprzyć, nie chciałam palnąć głupoty,
chciałam tego, pożądałam go. W końcu
zdobyłam się na chwilową odwagę i zapytałam
- Przecież mówiłeś, że nie…nie możemy, kumple i te… sprawy
to nie…ja już się pogubiłam – język mi się plątał. W odpowiedzi usłyszałam
tylko
- Jebać to – i poczułam jego gorące wargi na moich.
***
Hu hu hu długi wyszedł :) Mam nadzieję, że się podoba, choć trochę :D Dziękuję bardzo, bardzo gorąco za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Jestem niezmiernie wdzięczna za szczerość i za obecność. Jeżeli jest coś co wam nie pasuje, nie podoba się, czegoś brakuje, piszcie śmiało ! Opowiadanie pisane jest z rozdziału na rozdział, więc możecie naprawdę dużo wnieść do niego :)
Buziaki :*
Dziewczyno ale z Ciebie łobuz!!! Żeby tak nas zaskoczyć z wyjaśnieniem poprzedniego rozdziału:) Super mi się podobało, że to był jednak sen i że Shann nie okazał się palantem na jakiego wyglądał po poprzednim rozdziale:)
OdpowiedzUsuńOdnośnie tego rozdziału to muszę Ci powiedzieć, że to mój absolutnie ulubiony:) Napisany z taką lekkością:) Pełen humoru, kurcze wydawało mi się że obserwuję to z boku będąc świadkiem tego co się dzieje pomiędzy naszymi gołąbeczkami:) Shann taki kochany i figlarny:) Na niego nie można się złościć dłużej niż kilka minut:) Takiego Shannona lubię i takiemu mówię zdecydowane tak dla dalszych rozdziałów. Życzę weny na dalsze i cieszę się bardzo, że z rozdziału na rozdział piszesz coraz lepiej (stała czytelniczka Ci to mówi;);) Pozdrawiam K.
Ojj bo mówiłam, że nie podobała mi się końcówka 10 i musiałam coś z tym zrobić :D Baaardzo się cieszę, że takie rozwinięcie się podoba i wybrnęłam :D Ja też takiego Shana uwielbiam i tak go widzę, ale nie mogę go idealizować, więc dla zasady musi mieć odpały :P
UsuńDziękuję bardzo K, że jesteś, to wiele dla mnie znaczy <3
:) Super rozdział:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję, cieszę się, że się podoba ! :D
Usuńkurde myślała że naprawdę miała wypadek a tu takie zaskoczenie;-) , końcówka super bardzo podoba mi się taki obrót sprawy
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny - weny
Pozdrawiam
-K.B.
Haha ja też tak na początku myślałam, ale razem z K przekonałyście mnie, że to nie w moim stylu, co zresztą było 100% prawdą, więc wykombinowałam coś takiego :) Teraz tylko pytanie, jak długo Shan i Chloe będą mogli się sobą cieszyć :D hyhy :)
UsuńDziękuuuuuję <3
super rodział i długi więc tym bardziej mnie cieszy. piękny zwrot akcji, spodziewałam się że będziesz kontyuowała wątek z wypadkiem a tu niespodzianka! ciesze się z takiego obrotu sprawy Chloe z Shannem i liczę na więcej pikantnych szczegółów między nimi ;) czekam na następny rozdział z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńP.S. dziekuje za dodanie do kręgów i motywujący komentarz pod moim opowiadaniem i oczywiście będę informowac o nowościach ;) cieszę się ze przypadł Ci do gustu
Pozdrawiam ;))
Jej ! :D Mam nadzieję, że nie zawiodłam, że nie kontynuowałam wypadku, ale tak jak wcześniej pisałam nie miałam pomysłu :D
UsuńOjjj mogę uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, że pikantnie będzie ^^
P.S. Taaaak ! Pisz, pisz dziewczyno, masz talent ! :) Czekam !
Dziękuję <3
Wow wow :D tak bardzo mi się podoba twój styl pisania. Jest taki leciutki i niewymuszony :3 czekam na dalszy rozwoj akcji i nie powiem, oczekuje ze bedzie gorąco ^^
OdpowiedzUsuńJej dziękuję bardzo :) staram się, żeby było jak najbardziej naturalnie ;)) Ojj będzie gorąco, będzie :) tak więc stay tuned :)
UsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że naprawdę mnie wciągnęło, z rozdziału na rozdział coraz ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńZ początku myślałam, że akcja rozgrywa się w szpitalu a tu taka niespodzianka ;)
czekam na następny i oczywiście weny życzę :)
Dzięęęęękuję bardzo :)) niesamowicie mnie to cieszy i mobilizuje do pisania ;) czyli cel osiągnięty, super :)
UsuńMam nadzieje że Shannon nie skrzywdzi Chloe.
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie oby tak dalej pozdrawiam Valhalla.
Bardzo dziękuję <3 niczego nie mogę obiecać ;D ale na daną chwilę jak widać zaczyna im się układać, więc ;))
Usuńwitam i zapraszam u mnie nowość ;)
OdpowiedzUsuńMoment moment! Czy 700 stop to 280 METRÓW a nie KM? :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, ale przypał :D Nie rzuciło mi się w oczy, ale już poprawione ;))
Usuń