środa, 11 marca 2015

Rozdział 9

Kręciłam się po kuchni od jakiś dwudziestu minut próbując zaznajomić się z zawartością szafek. Shannon z tego co wiem jeszcze spał, więc nie chcąc go budzić robiłam wszystko bardzo cicho co niemal graniczyło z cudem. Podłogi zrobione były ze starego drewna, więc każde stąpnięcie równało się straszliwemu hałasowi. Robiłam jednak co w mojej mocy, żeby dźwięki były jak najcichsze. 
Po naszykowaniu potrzebnych mi akcesoriów kuchennych i półproduktów czekałam tylko aż Leto wstanie, żeby miał gorące śniadanie. Nie potrafiłam długo być w jednym miejscu, zawsze byłam bardzo żywiołową osobą. Była już 11, słońce świeciło coraz bardziej i już przez szybę czuć było jak grzeje. Otworzyłam drzwi na taras, jednak okazało się, że nie jest jeszcze tak ciepło jak sądziłam, założyłam więc pierwszą kurtkę z brzegu, jak się potem okazało należącą do Shannona, i poszłam nad jezioro. Ptaki i wiatr grały tak piękną muzykę, że pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia. 
Po raz kolejny byłam wdzięczna, że domek znajdował się na odludziu i nikt nie widział co wyprawiam. Tańczyłam niczym rusałka przy jeziorze mając na sobie ogromną kurtkę Shannona, co wyglądało jeszcze komiczniej. Zamknęłam oczy, zakręciłam się i nieoczekiwanie wpadłam w czyjeś ramiona. Z wielkim uśmiechem na twarzy uchyliłam oczy, ale nie dostrzegłam przed nimi starszego Leto.

- Jeeezu co ty tu robisz? Wystraszyłeś mnie ! – krzyknęłam nie ukrywając strachu.

- Wystarczy Jared, chociaż czasem zastanawiam się czy nie zmienić imienia na Jezus, dużo osób tak mnie nazywa – odpowiedział z głupkowatym wyrazem twarzy – A co do twojego pytania to raczej ja powinienem je zadać tobie.

- Aktualnie nie mogę się ruszyć, bo trzymasz mnie jakbym miała uciec.

- Sorry – powiedział i wypuścił mnie z uścisku – Ale dlaczego ty jesteś tutaj, jeszcze nigdy…nawet Cameron, a Shannon to już w ogóle…Wow – dodał zaskoczony owym „zjawiskiem”.

- Tak, tak, wiem, żadnej innej dziewczyny tu nie było, to wasze schronienie, azyl, Shan mi opowiadał o tym. Ale jak to stwierdził i tak tu sama nie trafię, więc niczego się nie obawiaj. Robię właśnie śniadanie, zjesz? – zapytałam gdyby nigdy nic i skierowałam się w stronę domku.

- Ale jak to?! – usłyszałam tylko za sobą i wiedziałam, że Jared podąża za mną.

Shannon właśnie kręcił się po pokoju szukając czegoś usilnie. Przywitałam go na wejściu rzucając „Dzień dobry”.

- Chloe…nie widziałaś czasem mojej koszulki? Nie wiem gdzie ją posiałem. – zapytał zdezorientowany.

- No,no, dziewczyny przyprowadzasz, koszulki gubisz…coraz lepiej braciszku. – Jared wszedł do domu i jak tak powitał Shannona to już wiedziałam, że coś się kroi. – Mama przyjeżdża tu dzisiaj, mówiła, że jesteś, więc wolałem zobaczysz czy nie leżysz zalany w pień.

- To ja może pójdę zrobić to śniadanie. – wiedząc, że atmosfera robi się ciężka, powoli się wycofałam, chyba nawet nie usłyszeli tego co powiedziałam, ale może i dobrze. Wolałam się zmyć i mieć spokój, nie były to moje sprawy, chociaż przyznam szczerze, że ciekawiło mnie o co chodzi i czemu Jay tak potraktował brata. Po chwili usłyszałam jedynie trzask drzwiami i wiedziałam, że wyszli. Stwierdziłam, że nie ma co się tym przejmować  i wzięłam się za przygotowanie angielskiego śniadania. Sama za nim nie przepadałam, jednak pracując w restauracji dostrzegłam, że amerykanie wprost je kochają, więc może Shannon też. Wszystko już było gotowe, a zapach świeżo mielonej kawy unosił się chyba po całym domku. Po paru minutach zjawił się Shannon z niezbyt zadowoloną miną.

- Sorry za niego…- powiedział na wejściu lekko podirytowany. 

- W końcu wasz domek, wasz pakt, czy jak to nazwaliście, jakby nie patrzeć nie powinno mnie tu być – odpowiedziałam bezradnie i usiadłam z kubkiem kawy na blacie. Zdążyłam się w tym czasie przebrać [OUTFIT 1], więc na szczęście nie siedziałam przed nim w piżamie.

- No taaak, ale wiesz w końcu kumpli było tu już mnóstwo. O fuck, ale to jest dobre, jesteś aniołem – przerwał zachwycając się posiłkiem i dalej kontynuował z pełnymi ustami – A ja ciebie traktuję jak kumpla, więc w sumie pakt nie został złamany.

Ojjj Leto, to zabolało, oj zabolało i to bardzo. Usłyszawszy to jak głupia wpatrywała się w czarną ciecz w moim kubku. Nie mogłam zebrać myśli przez pewien czas. Perkusista kontynuował swój monolog, ale jego słowa nie docierały do mnie. Nie wiem czy bardziej byłam wściekła czy zawiedziona.

- Chloe? Zgadzasz się? – z nienacka pojawił się przy mojej twarzy.
- Tak, tak – odpowiedziałam zmieszana.

- Serio? Super, bo nie chce mi się jeszcze wracać, a skoro nie masz nic przeciwko poznania mojej mamy i jej znajomych to świetnie – dodał z uśmiechem i poszedł odłożyć talerz do zlewu. Hmm dżentelmen.

- Że co? Nie,nie,nie – nagle dotarło do mnie o co wcześniej pytał. – Nie ma mowy, twoja mama na pewno jest świetną kobietą, ale wybacz nie ma potrzeby poznawania jej ze mną. Uwierz.

- Oj no przestań, przecież ona nie gryzie – Oho chyba nie spodobało mu się to, że nie chcę widzieć jego mamy.

- Sorry Shan, ale co jej powiem? Dzień dobry jestem Chloe, o połowę młodsza znajoma Pani syna, parę godzin po poznaniu się poszliśmy razem do łóżka, a teraz się kumplujemy, spokojnie nie sypiamy już razem, jednorazowa chwila, teraz jesteśmy super kumplami dlatego tu jestem. – powiedziałam ironicznie i skierował się do pokoju, żeby spakować te parę rzeczy, które miałam.

- Hahah no w sumie coś w tym stylu, uśmiałaby się, serio – Ehh czasami nie dowierzałam, że ten człowiek ma już tyle lat, bo momentami zachowywał się jak nastolatek.

Shannon chyba jednak zorientował się, że naprawdę nie chcę tu dłużej zostać i chcę wrócić do domu. Może teraz ja grałam nastolatkę swoim zachowaniem, ale no najzwyczajniej czułabym się niezręcznie w tej sytuacji, jako „kumpel” Shannona. Ogarnęłam kuchnie, zostawiając talerz z dużą porcją gofrów i karteczką z napisem „Świetnie smakują z syropem klonowym i borówkami [lodówka] J Smacznego! „.  Już byłam gotowa, stałam przy samochodzie i czekałam tylko na Shannona. Myślałam, że będziemy już wracać do Kalifornii, ale Shannon najwidoczniej miał inne plany.

- Wiem, że jest trochę zimno, ale przejdziemy się jeszcze kawałek? Chciałem ci coś pokazać, dość niedaleko. – zapytał widocznie zachwycony swoim pomysłem.

- No jeśli nalegasz – odparłam z niechęcią. Zdecydowanie zachowywałam się jak nastolatka.

- Jeżeli będzie ci zimno, to mam kurtkę, rano świetnie w niej wyglądałaś, więc tylko słowo i jest twoja – powiedział z uśmiechem i skierował się w stronę lasu.

- Nie będzie takiej potrzeby.

Okay, potrzeba jednak była, bo w lesie, gdzie słońce nie docierało było strasznie zimno. Nie mogłam zrozumieć pogody tutaj, w Los Angeles było gorąco, wszyscy mówili, że tak ciepłej końcówki lutego jeszcze nie było, a jedzie człowiek dwie godziny dalej i w bluzie jest zimno. W pewnych momentach trzęsłam się nawet z zimna, oczywiście nie dając po sobie tego zauważyć, ale byłam zbyt dumna, żeby poprosić go o kurtkę. Cały czas zajęta byłam innymi rzeczami siedzącymi w mojej głowie, aż do momentu jak Shan złapał mnie i unieruchomił. Chciałam się wyrwać, krzyczeć, ale zakrył mi usta i wyszeptał „spójrz tam” i wskazał palcem w głąb lasu. Byłam zbyt przejęta zaistniałą sytuacją, więc nie mogłam dostrzec o co mu chodzi, dopiero po chwili, gdy mnie puścił i dokładniej się rozejrzałam dostrzegłam w oddali małego jelonka. Podjarana jak małe dziecko odwróciłam się do niego i wyszeptałam „Bambi”. Nie dość, że w porównaniu do niego jestem naprawdę młoda, to jeszcze najpierw zachowuję się jak rozwydrzona nastolatka, to teraz jeszcze jak dziecko.
- Zawsze tutaj są, musimy przejść bardzo cicho, żeby ich nie spłoszyć – powiedział.
Tak jak powiedział tak i zrobiliśmy i w tej właśnie chwili zaczynałam dostrzegać piękno otaczającego nas krajobrazu. Nad jeziorem było cudownie, ale tu jest wprost magicznie. Promienie słońca cudownie przedzierały się przez korony drzew odbijając się w kroplach rosy. Szliśmy tak podziwiając niesamowite widoki, jakie dostarczała nam przyroda. Aż po chwili trafiliśmy do docelowego miejsca. Zaniemówiłam. Mała oświetlona słońcem polana, na środku znajdowało się drzewko, małe z białymi kwiatkami. W trawie dostrzec można było pojedyncze kwiatki. Cała sceneria była jak z bajki. Nigdy w życiu nie posądziłabym Shannona o taki romantyzm, bo w sumie musiało go trochę być, skoro mnie tu przyprowadził.

- Tu jest pięknie – powiedziałam z zachwytem.

- Mama nas tu kiedyś przyprowadziła, w sumie dość niedawno. Trochę to głupkowate, ale zasadziliśmy to drzewo na jej 60 urodziny. Mieliśmy tu piknik i w ogóle było jak kiedyś, jak byliśmy mali. – uśmiechnął się sam do swoich wspomnień.

- To piękne, takie małe gesty są cudowne. Zazdroszczę wam takiej rodziny.

Już mieliśmy się zbierać, kiedy Shannon nagle ukucnął i zerwał parę polnych kwiatów. Z szarmanckim uśmiechem wręczył mi bukiet i dodał „Na pamiątkę tego weekendu”.

- Dzieki, kumplu – dodałam z przekąsem.

Chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo uśmiech zniknął z jego twarzy i bez słowa ruszył w stronę samochodu. Z jednej strony zrobiło mi się głupio, że tak zareagowałam, ale z drugiej on sam tak stwierdził, więc nie było w tym nic złego.
Droga do Los Angeles trwała wieczność. Jak na złość nie chciało mi się spać, Shannon był mało rozmowny, próbowałam poruszyć jakieś neutralne tematy, ale nie wychodziło. Po wejściu do domu zorientowałam się, że cały weekend miałam wyłączony telefon. Wstawiłam wodę na kawę i opadłam na kanapę z telefonem w ręku. Okay, Steph dzwoniła, o nawet mama pofatygowała się zadzwonić, Jared i trzy połączenia od nieznanego numeru. Ostatnie dzisiaj rano, wybrałam więc ten numer i postanowiłam oddzwonić.

- Chloe Winkler? – usłyszałam już po pierwszym sygnale.

- Tak, to ja, a z kim rozmawiam?

- O jak dobrze, już myśleliśmy, że zrezygnowałaś, albo co gorsze, że coś się stało. Peter Brown.  – po drugiej stronie słyszałam głos młodego mężczyzny.

- Bardzo przepraszam, ale ja naprawdę nie wiem o co chodzi, więc jakby była możliwość proszę o wyjaśnienie.

- Tak,tak,tak, już. Jest mi niezmiernie miło poinformować panią, pani Winkler, że dostała pani główną rolę ! – niemal wykrzyczał ostatnie słowa. Dziwny człowiek, jak już to ja powinnam krzyczeć i się tym ekscytować, a nie on – W związku z tym w przyszłym tygodniu odbędą się zdjęcia próbne, dostanie pani cały scenariusz, ekipa się pozna i te sprawy. Wszystko prześlę mailem – dodał zniewieściale.

Byłam pod wrażenie, casting na którym byłam parę dni temu był do roli drugoplanowej, a dostałam główną, czy mogłoby być lepiej?!

- Wow dzięki za informację, jestem w lekkim szoku, ale dziękuję. – język mi się trochę plątał z przejęcia – A jeszcze jedno pytanko, kto gra główną rolę męską? – zapytałam z ciekawości.

 W głowie miałam mnóstwo świetnych aktorów, jak  Leonardo DiCaprio, Bradley Cooper, a może Travis Fimmel, oj dużo ich w mojej głowie siedziało. Ale nazwisko jakie usłyszałam sprawiło, że ugięły się pode mną kolana…

- Jared Leto


…i to nie w pozytywnym sensie. 


***
Baaaardzo przepraszam, trochę z mojej winy, trochę nie wniknęło tak, a nie inaczej i dopiero teraz jestem w stanie dodać rozdział. Postaram się jakoś odwdzięczyć.  :( 

10 komentarzy:

  1. Hej! Nareszcie rozdział:) Długo wyczekiwany, ale bardzo dobry:) Weny na następny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieeem, że trzeba było długo czekać, ale cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
  2. Świetna robota:) Jestem ciekawa czemu Chloe dostała główną rolę i czy Jared jakoś się do tego przyczynił:) Zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem bywa tak, że aktorzy starają się o jedną rolę, a dostają drugą, czasem jednak drugi człowiek się do tego przyczynia :D a jak będzie tutaj? hyhy :D

      Usuń
  3. Wow:) Doczekałam się i na prawdę warto było czekać:) Jestem ciekawa o co chodzi z Jaredem dokładnie. Czemu miał pretensje do Shanna i w sumie oberwało się Chloe;( Shannon ogarnij się, jakie kumple!?!? Sytuacja rozwija się dość niespodziewanie z tą główną rolą w filmie. Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością:) Pozdrawiam K.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry, że tak długo trzeba było czekać na rozdział :( Jared jest dość intrygującą osobą, dużo skrywa w sobie i niewiele osób go rozumie. A zachowanie Shana no cóż, chłopaczek się trochę zagubił... ;))

      Usuń
  4. Dopiero trafiłam na to opowiadanie i jest genialne!!! Dziewczyno, co ty masz w tej głowie to jest niesamowite! Nie będę już się rozpisywać na temat wwcześniejszych rozdzialow.ale ten super i to,że Chloe dostała główna rolę...dziadu napewno maczal w tym palce,daje sobie rękę uciąć. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrowienia
    Nan
    Nan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :) W głowie mam aż momentami za dużo :D Fajnie, że się podoba i zapraszam na kolejne rozdziały ;)

      Usuń
  5. Ciekawe ciągnie ją w kierunku S. ale cały czas gdzieś w tle jest ten drugi - mam wrażenie że jednak wywiniesz jakiegoś psikusa wszystkim ;-)
    pozdrawiam
    WENY

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz ciąży na mnie odpowiedzialność za psikusa hehe ;) ahh ten drugi zawsze obok :D dzięki :))

      Usuń