wtorek, 1 września 2015

Rozdział 21

Nowy rozdział ! Jestem w szoku, że udało mi się go napisać w tak krótkim czasie i to w dodatku chyba najdłuższy rozdział na blogu, minimalnie, ale jednak :)

Zauważyłam też spadające zainteresowanie opowiadaniem, co przyznam szczerze odrobinę mnie martwi. Mam grupę 3-4 osób dla których wiem, że piszę i mimo, iż sprawia mi to olbrzymią przyjemność to proszę, jeżeli czytasz, skomentuj, zajmie to tylko minutkę, a spowoduje uśmiech na mojej twarzy.

Dodałam również zakładkę "IDEAS", gdzie możecie wrzucać swoje pomysły, uwagi i sugestie dotyczące dalszej części opowiadania, do czego serdecznie zapraszam :)


XOXO

***



Po drodze z obserwatorium wstąpiliśmy jeszcze do Whole Foods’a, żeby zrobić jakieś zakupy do Jareda. Zapakowaliśmy cały koszyk, gdyż jak się okazało, mieliśmy zostać u niego na noc,  a na następny dzień miałam tam wpaść Constance. Na poczekaniu razem z Shannonem musieliśmy wymyślić menu, a przez Jareda nie było to łatwe zadnie, jednak od czego był Internet. Na całe szczęście przed zamknięciem nie było aż tylu ludzi i nie było długich kolejek. Przy kasie miał miejsce zabawny incydent, gdyż ekspedientka poprosiła mnie o autograf. Jak wyjaśniła, moja bohaterka w jednym z filmów, jest idolem jej córki. Z wielką przyjemnością podpisałam kawałek papieru, który mi dała i zrobiłam sobie z nią zdjęcie. Kiedy wychodziliśmy ze sklepu obładowani papierowymi torbami, Shannona już nosiło.

- Powiedz mi, jakim cudem, ta kobieta poprosiła tylko CIEBIE o autograf?! Ja rozumiem, gdybyś była sama, ale ja stałem zaraz obok. – dziwił się Shannon przy okazji męcząc w poszukiwaniu kluczyków. – Bo wiesz, ja już trochę dłużej jestem znany niż ty, w dodatku, bardziej rozpoznawalny. Powiedz szczerze, kto by się oparł takiemu przystojniakowi – zrobił dziubek i zmrużył te swoje piękne oczęta na co wybuchłam śmiechem, a zaraz potem dołączył i on.

Gdy dojechaliśmy do Jareda, wszyscy pozostali goście już byli i zabawiali się w ogrodzie przy dźwiękach głośnej muzyki grającej z radia. Shannon miał klucze do Labu, więc jak gdyby nigdy nic weszliśmy do domu, nie zwracając przy tym szczególnej uwagi przebywających tam osób. Zakupy zanieśliśmy do kuchni i tam zajęłam się ich rozpakowaniem. Shann włożył jedynie Burbon do lodówki i sprawdził, czy kostkarka do lodu działa. Wszyscy chyba musieli siedzieć w ogrodzie, gdyż ani w kuchni, ani idąc na górę zanieść torby, nie spotkaliśmy nikogo. Będąc na górze, w pokoju Shannona, zajrzałam przez okno i nie mogłam uwierzyć.

- Shanny, dasz wiarę, że twój brat zrobił ognisko?! W dodatku rozłożył ekran i koce obok basenu. Co mu się stało?- zapytałam wyraźnie zainteresowana zaistniałą sytuacją. Cóż, Jared słynął raczej ze swojego lenistwa, jeżeli o takie rzeczy chodzi. Tworzyć sztukę mógł non stop, ale żeby coś ogarnąć w domu, bądź nawet wyłowić z basenu liście…trzeba było go ciągnąc godzinami, a on i tak się bawił i wymigiwał jak tylko się dało.

- Dziwne…- stwierdził, ale po chwili zaraz się rozpromienił, gdyż ujrzał – TOMO !!! – i otwierając balkon krzyknął tak głośno, że oczy wszystkich skierowane były tylko na nas.

- UKOCHANY ! – odkrzyknął mu gitarzysta i rozłożył ręce, przesyłając buziaki, a wszyscy zaczęli się śmiać i wrócili do rozmów i picia, jednak nie na długo.

- Chloe- zapytał – myślisz, że uda mi się stąd skoczyć do basenu? Chyba dam radę, co? – powiedział i nim się obejrzałam już go nie było, słyszałam jedynie krzyki ludzi i głośny plask wody. Z duszą na ramieniu wychodząc na balkon, który jakimś dziwnym trafem nie miał barierki, spojrzałam ze strachem w dół. Po chwili jednak z wody wynurzył się niczym nimfa, zarzucając głową do tyłu, a mi ulżyło. Fakt, basen był prawie pod balkonem, a balkon na pierwszym piętrze, nie było wysoko, nie mogłoby mu się nic stać, jednak przez chwile zamarłam. Widząc go odetchnęłam z ulgą i zeszłam czym prędzej na dół, używając w przeciwieństwie do niego schodów. Wychodząc tarasem zaraz naprzeciwko basenu spotkałam Vicky z którą chwilę pogadałam, by zaraz potem przywitać się z resztą. Gdy tylko się pojawiłam z wody jak poparzony wyskoczył Shannon i kierując się w moją stronę mówił ze śmiechem

- Chloe, kochanie moje, chodź przytul mnie, pokaż jak bardzo mnie kochasz – cały mokry z rękoma rozłożonymi, jak wcześniej Tomo, próbował mnie przytulić.

 - O nie, tylko spróbuj – już się zbliżał – Shannon, zobaczysz, że pożałujesz – jeszcze tego mi brakowało, żebym i jak była mokra. Jednak jak się okazało, to było nieuniknione. Przerzucił mnie sobie przez ramię i w jednej chwili znaleźliśmy się w wodzie, a ja myślałam, że zakopię go żywcem.

- Shannon! – krzyknęłam tylko, gdy się wynurzyłam, a on złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i pocałował. No ładnie, to teraz już wszyscy wiedzą, że jesteśmy razem. Nim się spostrzegłam, do basenu zaczęły wskakiwać kolejne osoby i cała impreza przeniosła się do wody. Jednak kiedy  zaczynało już nam się robić zimno, wyszliśmy, żeby wysuszyć się przy ognisku. Mokre włosy związałam w kucyka, a z sukienki wyciskałam wodę, pociągając przy tym nosem. Cóż, niewiele mi potrzeba, żebym była chora. Mimo, iż był już czerwiec i dni były naprawdę ciepłe w LA, to noce dawały popalić, szczególnie jeżeli było się przemokniętym. Shann widząc jak lekko dygoczę z zimna, objął mnie ramieniem, żeby zaraz potem zaprowadzić do domu.

-Jay, masz cały czas w piwnicy moje ubrania i te ciuchy z Mars Store’u ? – zapytał brata.

- Taa powinny tam być, klucz jest tam gdzie zawsze, a co?

- Chloe trochę przemarzła, nie chcę, żeby się przeziębiła

- Jasne, to weźcie co trzeba i wracajcie, bo Emma dzwoniła, że zaraz będzie, to zaczniemy. – powiedział tajemniczo młodszy Leto i wrócił na zewnątrz zabawiać gości.

Pokój o którym mówił Jared zapełniony był po brzegi. Pudła z koszulkami, płytami, naklejkami, wszystkim co się dało. W sumie nie wiedziałam nawet za co się zabrać, więc Shann, który ciut lepiej orientował się w tym bałaganie rozpoczął poszukiwania. W rezultacie dostałam spodnie dresowe z triadą, koszulę na ramiączka z triadą i bluzę również z triadą.

- Dzięki Shannon, teraz wyglądam, jak jedna z waszych nawiedzonych fanek. Aaaa Shannon kocham cię, chcę mieć z tobą dzieci! Aaaaa weź ze mną ślub, zawsze będę cię kochaaaać. – nie mogłam się powstrzymać od żartów na ten temat. Wielokrotnie na ulicach LA spotykaliśmy wielbicieli Marsów. Większość była naprawdę bardzo fajnymi ludźmi, z którymi można pogadać, pośmiać się. Ani trochę nie dziwię się stwierdzeniu chłopaków, że mają najlepszych fanów na świecie, jednak na litość boską, jak można w centrum Los Angeles, na środku ulicy uwiesić się perkusiście przy nodze i krzyczeć, że ostatnio fantazjowało się o nim?! Dodajmy, że byłam wtedy obok. Tak więc będąc teraz całą ubrana w triady, nie mogłam zabrać sobie przyjemności parodiowania owych zachowań. Shannon jak zawsze reagował na to śmiechem tak gromkim, że można by pobudzić wszystkich w okolicy. Kiedy wychodziliśmy tak na taras zajęci sobą nawet nie spostrzegliśmy, że po raz kolejny oczy wszystkich zwrócone są w naszą stronę.

- No nareszcie ! – krzyknął Jared – Jeszcze tylko 3 minuty do północy.

- A co takiego jest o północy? – zapytałam niczego nieświadoma.

- Shannon? – Jared zwrócił się w stronę barat.

- Ups, chyba mi się zapomniało – odpowiedział i szczerze się do wszystkich uśmiechnął.

- Ohh Jeeez, okay, 2 minuty, wytrzymasz Chlo, zaraz się przekonasz o czym mój braciszek zapomniał ci powiedzieć.

Zajęliśmy więc miejsce zaraz obok młodszego Leto wpatrując się w biały ekran. Shanny obdarował mnie jeszcze buziakami w szyje i policzek, po czym położył głowę na moich kolanach i kiedy wybiła północ na ekranie pojawił się okbraz. Po dokładnie 7 minutach i 23 sekundach moje oczy były nadal wielkie, jak jednodolarówki, tak jak na początku pokazu. Dopiero po tym czasie mogłam spojrzeć w dół na twarz Shannona, która była rozradowana niczym twarz dziecka w Boże Narodzenie.

- Ale zajebiste ! – powiedział tylko. Już miałam się odezwać kiedy nagle rozległy się brawa i Jared wstał, żeby coś powiedzieć.

- Dziękuję kochani za tak przyjazny odbiór. Jak już wiadomo spotkaliśmy się tutaj z powodu spełniania marzeń. Kolejne z nich właśnie ujrzało światło, nasz nowy teledysk, który nie tylko dla mnie i Thirty Seconds To Mars był wielkim krokiem na przód, ale również dla Chloe i mojego brata. Dla Chloe, bo jej kariera rozwija się w spektakularnym tempie, ale również dlatego, że z tym uzależnionym od kawy wariatem, którego przyszło mi mieć za barat, znaleźli wspólny język i dzielą wspólnie szczęście. Dawno nie widziałem go tak zakochanego i z głową w chmurach. – w tym momencie spojrzał na Shannona z prawdziwą braterską miłością, która wydawało mi się, istnieje tylko w książkach i filmach - Plus uwga, uwaga za niecałe dwa miesiące zaczynamy nową trasę ! – na to ostatnie zdanie wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i zaczęli bić brawo. Większość obecnych tu osób była z ekipy, więc była to dla nich wspaniała informacja. Shannon wstał, żeby porozmawiać ze znajomymi, a ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. Obraz, który widziałam był genialny. Mistrzostwo w każdym tego słowa znaczeniu, Jared odwalił naprawdę kawał dobrej roboty. Dla mnie ten teledysk był historią miłości mojej i Shannona, mimo, iż każdy inny potencjalny widz by tego nie powiedział. Jednak widząc poszczególne sceny, fragmenty filmu z feralnej nocy w hotelu, to wszystko były wspomnienia, które nas ukształtowały. Z rozmyśleń wyrwał mnie męski głos.

- Gratuluję debiutu, świetny teledysk. – powiedział siadając obok mnie. – Mark jestem.

- Ymm Chloe, dziękuję, jednak nie był to mój debiut przed kamerą, ale miło słyszeć. – grzecznie odpowiedziałam mojemu rozmówcy i wypatrywałam Shannona w tłumie.

- Nie ma go tu – powiedział po chwili

- Słucham? – nie do końca wiedziałam o co mu chodzi.

- Szukasz Shannona, nie ma go tu, wszedł po coś do środka. – powiedział i przysunął się bliżej. Teraz już wiedziałam, był to ten tajemniczy facet, który przyszedł razem z Emmą. Nikt go nie znał, nikt wcześniej nie widział.

- Ah tak – uśmiechnęłam się słabo i chciałam wstać, jednak złapał mnie za rękę ciągnąc w dół.

- Jesteś taka piękna – był poważnie wstawiony, czuć było od niego alkohol na kilometr – Musisz być świetna w łóżku, zawsze miałem słabość do blondynek plus ten akcent – zaczął gładzić moją rękę, więc czym prędzej ją wyrwałam.

- Naprawdę muszę już iść, połóż się, odpocznij trochę i może lepiej się poczujesz. – Próbowałam być miło, gdyż z Emmą miałam na pieńku i nie chciałam pogorszyć sytuacji między nami. Wiedziałam, że przyszli razem, więc starałam się.

- O nie, nigdzie sama nie pójdziesz, poleżeć możesz ze mną, wiesz ile ciekawych rzeczy może się wydarzyć? Jared mówił o spełnianiu marzeń, ja teraz mam zamiar spełnić moje. – oznajmił i przygniótł mnie swoim ciałem, próbując pocałować, jednak on był już wstawiony, a ja dopiero po dwóch drinkach, więc bez większego problemu uderzyłam go kolanem w krok. W tej samej chwili usłyszałam też charakterystyczny ochrypły głos, który zawsze szarmancki i przyjemny dla ucha, teraz brzmiał jak burza, wściekły i gwałtowny.

- Zostaw ją, natychmiast! – poczułam, że ciężar Marka przestaje już mi przeszkadzać i zobaczyłam jak leciał prawie na drugi koniec ogrodu, a zaraz za nim kroczy Shann. Znów uniósł go do góry i postawił na równe nogi.

- To – pięść Shannona powędrowała w stronę szczęki Marka – jest – kolejne uderzenie – moja – jeszcze raz, ludzie powoli zaczynali panikować – dziewczyna ! Nie masz najmniejszego prawa śmieciu jej dotykać, rozmawiać z nią, czy nawet patrzeć, jeżeli ona ci na to nie pozwoli. Zrozumiałeś? – nigdy w życiu nie widziałam tak zdenerwowanego Shannona. Chyba każdy by się go przestraszył w tym momencie, jednak Mark był pijany i nie myślał trzeźwo. Splunął jedynie pod nogi i z rozwaloną wargą popatrzył drwiąco na perkusistę, wyszeptał „Pierdol się”  i poprowadził prawego sierpowego idealnie w jego twarz, co spowodowało pęknięcie łuku brwiowego. Później mało co pamiętam, nagle obaj znaleźli się na posadzce i Shann okładał pięściami tego faceta, był jak w amoku, Jared wraz z Tomo i Steviem próbowali go oderwać, jednak przychodziło im to z trudem. Podbiegłam czym prędzej do nich i ze świadomością, że sama mogę zarobić, krzyknęłam na Shannona i dopiero gdy mnie spostrzegł ustąpił i dał się Jaredowi odsunąć od Marka. Nikt się nie odzywał, wszyscy byli w szoku. Ja tylko poprosiłam Jareda, żeby posiedział z Shannonem, a sama pobiegłam do łazienki po apteczkę. Już kiedyś jej szukałam w domu Leto, wiec dobrze wiedziałam gdzie znajdę ją tym razem. Wróciłam z całą skrzynką nad basen i położywszy sobie Shannona głowę na kolanach zajęłam się opatrzeniem rany. Najpierw upewniłam się, że krwawienie jest zatamowane, żeby zaraz potem dokładnie oczyścić i osuszyć ranę. Shannon cały czas miał nietęgą minę i co chwile tylko marszczył czoło, gdy woda utleniona dotykała rany. Apteczka Jareda była bardzo dobrze zaopatrzona, więc mogłam założyć szwy zewnętrzne w postaci pasków, dzięki czemu nie było konieczności wizyty w szpitalu. Nie potrzebowaliśmy żadnego skandalu.  Gorzej mogło być z Markiem, jednak nim nie zamierzałam się zajmować. Shannon gdy tylko szwy były założone wstał bez słowa i skierował się w stronę Emmy, chwycił ją za ramię i wciągnął do wnętrza domu. Diana, dziewczyna z Mars Crew odpowiedzialna za VyRTa wzięła ode mnie apteczkę i poszła sprawdzić stan Marka. Ja jedynie siedziałam na kolanach przy basenie i przyglądałam się krwi Shannona na rękawiczkach i ubraniu. Jay utwierdził wszystkich w przekonaniu, że nic się nikomu nie stało i impreza nadal trwa, więc muzyka znowu popłynęła z głośników, a wszyscy pozostali zajęli się rozmowami. Ja zlokalizowałam Jareda i przekazałam mu, że kładę się spać i poprosiłam, żeby pożegnał ode mnie Tomo z Vicky i resztę znajomych.


***



Rano obudziły mnie letnie promienie słońca, gdyż wieczorem zapomniałam zasłonić okna. Wyciągnęłam się na łóżku, ręką szukając Shannona, jednak nie było go w pobliżu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju, jego ubrania leżały na krześle, a prześcieradło po jego stronie było pogniecione, więc musiał tu spać.

- Shannon?  - krzyknęłam, a w odpowiedzi otrzymałam niewyraźne „Szooo?” dobiegające z łazienki.

- Shannon co ty robisz? Jest 7 rano.

- Myje żęby – odpowiedział ze szczoteczką w buzi wyłaniając się zza drzwi i posłał mi uśmiech, co spowodowało, że część piany z ust poleciała mu po brodzie, zatrzymując się na klatce piersiowej.

- Pierdoła – odpowiedziałam ziewając. – Muszę wstać, żeby przygotować cos do jedzenia, jak twoja mama przyjedzie.

- Oj tam, ja ostatnio jak do mnie przyjechała poczęstowałem ją kawą i ciastkami, które zresztą wcześniej zawinąłem Jaredowi z kuchni i nadal mnie kocha, więc nie przejmuj się. – odparł wchodząc na łóżku i obsypując mnie milionem pocałunków.

- Chloe moja kochana, możesz mi proszę przypomnieć co takiego się wczoraj stało, że mam szwy na czole? – słodko się uśmiechnął i usiadł naprzeciwko mnie po turecku.

- Nie czoło, tylko łuk brwiowy kochanie.


***


W całym domu czuć było zapach ciepłego jeszcze ciasta marchewkowego. Jared z Shannonem zajęli się sprzątnięciem domu i ogrodu, a ja przygotowywałam coś do jedzenia. Wegańska kuchnia nie należy do najłatwiejszych, dobrze, że tylko Jared tak jadł, więc część potraw była normalna. Kiedy chłopaki posprzątali, co zresztą było bardzo ciekawym zjawiskiem, bo nie obyło się bez śpiewania, grania na każdym możliwym przedmiocie domowego użytku i wygłupach, mogłam zająć się nakryciem stołu. Jedyne co zostało, to posypanie ciasteczek cukrem pudrem, w czym Shannon zadeklarował swoją pomoc.

- Mmm wszystko wygląda przepysznie – powiedział z pełną buzią musu czekoladowego, którego resztka została w misce.

- Shannon, dostaniesz po łapach zaraz! Proszę bardzo, cukier puder, sitko i sypiesz na ciasteczka. – poinstruowałam go, a sama zajęłam się ubijaniem piany na bezy.

- Chloe? – usłyszałam głos Shanna i nim zdążyłam się do końca odwrócić w jego stronę, poczułam na twarzy proszek, a zaraz po tym usłyszałam gromki śmiech Leto. Ze stoickim spokojem spojrzałam na niego, wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się i nim się spostrzegł miska z pięcioma na wpół ubitymi białkami wylądowała na jego głowie.

- CHLOE!!! – w geście rozpaczy złapał za słoiczek z cukrem pudrem i wysypał całość na mnie, nie pomijając nawet centymetra ciała. Zaczęła się wojna, wojna śmiechu oczywiście. W sumie chyba więcej produktów do zjedzenia znajdowało się na nas niż na stole. Dobrze, że Jareda nie było, bo gdyby zobaczył co zrobiliśmy z jego kuchnią…Wnet rozległ się dzwonek do drzwi, jak było słychać młodszy Leto poszedł otworzyć i gdy razem z Constance weszli do kuchni obrazek jaki ujrzeli był dość awangardowy. Kuchnia, jeszcze parę minut temu lśniąca czystością, teraz przypominała co najmniej pobojowisko. Ja z Shannonem stojąc na baczność z grobowymi minami trącaliśmy się co chwila i próbowaliśmy opanować śmiech. Mima mamy Leto była bezcenna, nie do opisania, nie wiem czy był to strach, czy zażenowanie, czy może niedowierzanie i próba powstrzymania śmiechu. A Jared, no cóż, o nim chyba lepiej nie mówić, już wiedziałam, że będzie nam dane sprzątać kuchnię i przez najbliższy czas będziemy mieć do niej zakaz wstępu.

- Dzień dobry pani Leto – zebrało mi się na odwagę i uśmiech od ucha do ucha.

- Chloe, Shanny, jak pięknie wyglądacie – wstrzymała na sekundę oddech w płucach, żeby za chwilę wybuchnąć śmiechem tak przyjaznym i tak zaraźliwym, że nawet Jared odpuścił i zaczął się śmiać. Ostrożnie, żeby za bardzo się nie pobrudzić, przywitała się z nami i podążyła za Jaredem do salonu.

- Jeeeezu, Shannon co twoja mama sobie o mnie pomyśli? – pytałam ze śmiechem próbując masę bezową z jego policzka.

- Że jesteśmy cholernie w sobie zakochani i czerpiemy z życia ile wlezie nie zważając na zdanie innych. – uśmiech pojawił się na mojej twarzy – No i że jesteś kiepską kucharką, skoro jedzenie wylądowało na nas, a nie na talerzach – dodał wytykając język i uciekając w stronę łazienki.

- Oj Leto, dostanie ci się za to!


Cały wieczór spędziliśmy w bardzo przyjaznej i rodzinnej atmosferze. Mimo, iż nie wszystkie planowane potrawy znalazły się na stole, to Constance była zachwycona. Jared połowę wieczoru chwalił się teledyskiem i opowiadał o nowej trasie koncertowej.

- Shanny, kochanie już robi się późno, nie odwiózł byś po drodze mamy do domu? Lary mnie 
podwiózł, bo mój samochód w naprawie, ale on miał jechać do córki, więc nie ma mnie kto odebrać, a wy macie po drodze. – zapytała z nadzieją w głosie Connie.

- Emmm z przyjemnością cię odwiozę, ale po drodze nie będzie – powiedział perkusista zajadając się którymś z kolei kawałkiem ciasta marchewkowego.

- Ale jak to? – zapytała zdezorientowana Constance i ja również spojrzałam na Shanna pytającym wzrokiem.

- No jakby to, no kupiłem dom, dla mnie i Chole – powiedział jak gdyby nigdy nic i wyjął z kieszeni jedną parę kluczy, którą mi wręczył.

- Co? Dom? Ale jak, gdzie, kiedy? Shannon ! – teraz ja byłam zdezorientowana, a gdy spojrzałam na mamę chłopaków jedyne co zobaczyłam to szklanki w oczach i to jak dosłownie rzuca się na nas, żeby przytulić.

- Shanny, kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę, jaka jestem dumna z ciebie – odsunęła się od nas i zasłoniła usta dłonią kryjąc wzruszenie – Jak pierwszy raz was razem zobaczyłam to już to wiedziałam. Oh misie moje, jestem taka szczęśliwa.


***


No więc tak to się stało, że zamieszkaliśmy razem, w naszym wspólnym domu. W domu, który był przepiękny, mieścił się przy Hollywood Blvd i był idealny. Nowoczesny w stylu śródziemnomorskim, z ogromnym pokojem rodzinnym, dwoma kominkami, trzema sypialniami i łazienkami i basenem. Nic więcej nie było mi potrzeba do szczęścia, a przynajmniej tak myślałam, do czasu telefonu od Stephanie.


- Gigi, kupujcie z Shannonem bilet do Anglii ! Bierzemy ślub ! – wykrzyczała mi do słuchawki przyjaciółka. – Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, będziesz moją pierwszą druhną ! Za dwa miesiące nad morzem, jestem taka szczęśliwa !

14 komentarzy:

  1. 1. "pytałam ze śmiechem próbując bazę bezową z jego policzka." - proponuje to poprawić
    2. Ciasto marchewkowe *_*
    3. Jestem osoba w tej czwórce? ^^
    4. Zrób jakąś grubą akcję, bo jest... No nie że nudno, ale... Za słodko... Nie ma tak idealnych miłości... Chyba XD
    ~ Aila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. poprawione :D
      2. ostatnio robiłam marchewkowo bananowe i nie mogłam się powstrzymać przed drobną wzmianką w opowiadaniu ;)
      3. ależ cóż to za pytanie?! oczywiście,że tak!
      4. tym bardziej,że to Shannon :P jak pisałam w poprzednim poście, z tym rozdziałem zostało jeszcze 10 do końca, a w tym czasie jeszcze tyle rzeczy się wydarzy,że ho ho :D

      Pozdrawiam ;**

      Usuń
  2. Dzięki za rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemność po mojej stronie :) Dziękuję za komentarz !

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Jesteś wielka:) Lubię bardzo to opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo <3 cieszę się,że opowiadanie przypadło do gustu :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. O kurcze od kilku dni nowy rozdział a ja nic o nim nie wiem!!! :) Nie wchodziłam tu bo nie spodziewałam się tak szybko nowego rozdziału. Zrobiłaś mi bardzo dużą niespodziankę:) Ja tam lubię takie pozytywne rozdziały, które zawsze poprawiają mi humor:) Chociaż domyślam się że coś się niedługo rypnie. Czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały.
    Właśnie przeczytałam że opowiadanie się zakończy na 30 rozdziale. Z jednej strony mam ochotę prosić Cię żebyś go nie kończyła i napisała jeszcze drugie 30 rozdziałów:) Jednak rozumiem, że każda historia ma swój koniec i to dobrze że go poznamy. Czasem zdarza się tak że człowiek polubi jakieś opowiadanie i nagle autor przestaje je pisać z różnych powodów i je porzuca. Dziękuję Ci bardzo, że dokończysz tę historię, którą naprawdę polubiłam:) Także czekam na dalsze rozdziały z niecierpliwością:)
    Trochę z innej beczki, ale zrobiłaś mi takiego smaka na ciasto marchewkowe, że zrobię je sobie w domu na weekend:)
    Pozdrawiam K:* i do następnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie miło jest mi czytać takie słowa ^^ Dziękuję, na ciebie kochana zawsze można liczyć <3 musiałam mniej więcej rozpisać sobie kiedy dodać rozdział,żeby zdążyć do 23 grudnia i wyszło mniej więcej co 2tyg ;) od samego początku wiedziałam,że dokoncze to opowiadanie, gdyż rozdział 29 był pierwszym,który miałam przed oczami,dzięki któremu powstał pomysł na tą historię :D hehe ja ciasto marchewkowe mogłabym jeść non stop! smacznego :D

      Pozdrawiam ;***

      Usuń
  5. Hejo. Cudowny rozdział. Wolałabym, żeby przeżyli kilka rozdziałów przeżyli szczęśliwie. Bez żadnych komplikacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shann i Chloe kochają się ponad wszystko,wiec będą szczęśliwi, a jak długo to potrwa? Trzeba być na bieżąco z rozdziałami :D
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Jakie to słodkie *~* Na dodatek to SHANNON :o Wow ale ten gest z domem był po prostu nieziemski. Czekam na nexta i dzięki za rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj uśmiech mi się na ustach pojawia od czytania takich komentarzy :) dziękuję bardzo mocno :)

      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Kochana przepraszaaaam! Ze tak dlugo ale taki mam nawal obowiązków ze nie wyrabiam a neta mam tyle co w robocie ;( rozdzial meega i bad boy shann ah jestem zachwycona takim obrotem sprawy wiec czekam na jeszcze pozdrawiam, buziaki i u siebie dodam cos koncem tygodnia
    ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekałam na Twój komentarz,bo wiedziałam,że napewno się pojawi i teraz mogę na spokojnie pisać kolejny ;) ja uwielbiam Shanna w wersji bad, wiec chyba pojawi się jeszcze w takiej odsłonie :D
      22 rozdział pojawi się przed 18.09, bo chcę zdążyć przed wyjazdem :)
      Pozdrawiaam ;**

      Usuń