Witajcie, witajcie !
Na początku chciałam wam z całego serca podziękować za komentarze pod poprzednim rozdziałem, spowodowały one wielki uśmiech na mojej twarzy i przypływ weny. Byłabym zachwycona, gdyby również pod tym rozdziałem wypowiedziała się podobna liczba osób. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam was gorąco.
btw kolejny rozdział pojawi się po 27.09 mniej więcej w połowie tyg :)
xoxo
Ej wybaczcie,musiałam zmienić Jeannine!
***
Po odwiezieniu Constance, pojechaliśmy od razu do naszego
nowego, wspólnego domu, do miejsca, które miało przynieść nowe marzenia, wspomnienia,
uśmiechy i smutki. Całą drogę nie mogłam przestać gadać, zasypywałam Shannona
milionem pytań, ogromną ilością pomysłów odnośnie wystroju domu, którego
jeszcze nie widziałam, ale znając gust Shannona wiedziałam, że będzie
wspaniały.
- Oooo Shanny, nawet sobie nie wyobrażasz jaką piękną
pościel widziałam ostatnio ! – no cóż, kobieta i urządzanie domu – Już miałam
ją kupić, wiesz? Ale stwierdziłam, że przecież u siebie mam trzy jeszcze nowe,
a poza tym nie pasowały mi do wystroju. – zamyśliłam się chwile patrząc na
drogę.
– A u nas jakiego koloru są ściany w sypialni? A w salonie? A podłoga z
jakiego jest drewna? O Shann, a mamy ogród? Bo wiesz, myślałam nad taką
imprezą, trochę w stylu boho lub tribal, byłoby super, nie? – moja ekscytacja
osiągała niemal apogeum, jednak gdy spojrzałam na Shannona on jedynie szczerzył
się jak głupi. Jednak po chwili ciszy z mojej strony, spojrzał na mnie i gdy
napotkał mój wzrok, schował białe zęby i powiedział czule.
- Chloe, kochanie, za 5 minut będziemy na miejscu i wtedy
wszystkiego się dowiesz, jakie kolory, jaki materiał, czy jest ogród, czy
balkon, czy basen, wstrzymaj się chwilkę, a obiecuję, że nie pożałujesz.
No i nie żałowałam, ani trochę, nawet mi to przez myśl nie
przeszło. Dom był jak z bajki, jednak tak bardzo w stylu Shannona. Białe
ściany, surowe drewno, kominek z cegieł. [HOUSE] Nie jestem pewna czy tak mi
się spodobał ze względu na swoistą prostotę, czy może dlatego, że był nasz. Po
cudownej, rozgrzewającej i relaksującej kąpieli, Shannon zawołał mnie na dół do
salonu. W pomieszczeniu panowała ciemność, jedyne światło dawała postawiona w
rogu lampa podłogowa.
- Shan? – nigdzie nie mogłam go zlokalizować, ale po chwili
usłyszałam za sobą huk i już wiedziałam, że czaił się w kuchni.
- Nie przestraszyłaś się? –zapytał wyraźnie rozczarowany.
- Czego? Szampana? – z głupkowatym uśmiechem podeszłam do
niego i ucałowałam w czoło, jak małe dziecko.
- Nie tak miało być – powiedział udając focha – miałaś się
przestraszyć, krzyczeć moje imię, a następnie rzucić się w moje ramiona. Zepsułaś
wszystko. – odwrócił się na pięcie i poszedł do kuchni z ustami wykrzywionymi w
podkówkę, a ja ze śmiechem na ustach powędrowałam za nim. Stał jak taka sierota
na środku kuchni i rozglądał się na prawo i lewo.
- Shannon ! Ale my nie mamy kieliszków. – zorientowałam się
nagle i podeszłam do szafek, żeby spojrzeć, czy może jednak gdzieś się nie
zawieruszył – jedynie co mamy to, uwaga, uwaga, bo to będzie zdziwienie, KUBKI
DO KAWY! – dwa kubki do kawy, znalezione w szafce nad ekspresem do kawy, no
tak, czego innego można się spodziewać po starszym Leto?! Wyjęłam kubki do
których mój mężczyzna nalał szampana po czym usiedliśmy na podłodze, gdyż nie
było jeszcze wypoczynku w salonie, ani krzeseł w kuchni i wznieśliśmy toast.
- Za nas – powiedzieliśmy nawzajem i stuknęliśmy się kubkami
z szampanem.
Był to jeden z przyjemniejszych wieczorów w tym domu.
Beztroski, pełen wzajemnej miłości, planów na przyszłość, wspólnych marzeń no i
sexu. Oj tak, tej nocy dom przesiąkł naszym zapachem, zapachem naszej miłości.
Całe szczęście, że w sypialni mieliśmy już łózko, w którym miałam zamiar spać do
południa, albo dłużej, jednak małe, potworne, strasznie irytujące urządzenie,
jakim był mój smartphone, mi na to nie pozwoliło. Miałam ochotę udawać, że mnie
nie ma, w końcu piosenka, która miałam na dzwonek, a którą ustawił mi Shannon,
jego własne Convergence, była bardzo spokojna i wręcz relaksująca, więc po co
ją przerywać odbieraniem telefonu? Jednak po czwartym już razie sam Shan
wyczołgał się niechętnie z łóżka i gdzieś pomiędzy pudłami ze swoimi rzeczami,
a częścią moich ubrań z wczorajszej nocy, obok kawała pizzy, znalazł mój
telefon.
- Rezydencja państwa Leto, w czym mogę pomóc? – odebrał,
jednocześnie odpychając mnie ręką, żebym nie zabrała mu telefonu. No jeszcze mi
tego brakuje…a co jeśli to moi rodzice?! Wtedy będę mieć przejebane, dosłownie.
- Owszem, aczkolwiek jest tak zmęczona po wyjątkowo
intensywnym i długim seksie ze swoim bogiem, że nie wiem czy da radę coś z
siebie wydusić. – powiedział spokojnie, jak gdyby mówił o pogodzie, a ja odchodziłam
od zmysłów.
- Shannon cholernie przystojny Leto , miło mi – powiedział
tym swoim szarmanckim głosem i uciekł z moim telefonem do łazienki, gdzie
odkręcił wodę, tak, żebym nie była w stanie nic usłyszeć. Najpierw próbowałam
się dobijać do łazienki, ale wiedziałam, że nie ma to większego sensu, więc
wróciłam do łóżka, okryłam się kołdrą i pozostawiłam sprawę telefonu
Shannonowi.
- Jasne, już ci ją daję – usłyszałam jego głos, gdy wszedł
do pokoju – jeżeli jeszcze nie usnęła, bo wiesz, u nas to jeszcze 7 nie ma, a
jak mówiłem, noc była dłuuuuga i męcząca – gwałtowny wybuch śmiechu i prawie
łzy w oczach po odpowiedzi niewiadomego mi rozmówcy – Jasne, nie ma problemu,
trzymaj się, do zobaczenia – powiedział i z uśmiechem podał mi telefon.
Pierwsze co to spojrzałam na telefon i odetchnęłam z ulgą.
- Steph, kochanie, jak dobrze, że to ty, już się bałam, że
ten bałw… - nie zdążyłam dokończyć, bo dostałam poduszką w głowę. – Bardzo cię
za niego przepraszam, ale wiesz jak to jest z dziećmi. Co on ci w ogóle
naopowiadał? – zapytałam niezwykle ciekawa pierwszej rozmowy mojej przyjaciółki
z moim facetem. Jednak ona tylko głupio zaśmiała się do słuchawki i
stwierdziła, że to ich słodka tajemnica, na co jedynie westchnęłam i
stwierdziłam, że prędzej czy później i tak to z nich wyciągnę.
- Powiedz mi lepiej co się stało, że dzwonisz o tak
nieludzkiej godzinie? – zapytałam schodząc do kuchni w celu zaparzenia kawy.
- Aaaa no właśnie, bo to jest super, extra, cudowne i nie
uwierzysz i ojejku !! – ledwo wyłapałam poszczególne słowa z jej krzyku.
- Okaaay, więc?
- Gigi, kupujcie z Shannonem
bilet do Anglii ! Bierzemy ślub ! – wykrzyczała mi do słuchawki przyjaciółka. –
Boże, nawet nie wiesz, jak się cieszę, będziesz moją pierwszą druhną ! Za dwa
miesiące nad morzem, jestem taka szczęśliwa !
-
Aaaaa Steph, ale cudownie. – wykrzyczałam do słuchawki na co Shann przewrócił
oczami i zajął się parzeniem kawy.
***
Od
momentu rozmowy ze Stephanie cały czas miałam uśmiech na twarzy. Cieszyłam się
jej szczęściem chyba bardziej niż ona sama. Od zawsze była mi najbliższą osobą,
moją rodziną, kimś na kim mi zależało, poszłabym za nią w ogień. Muszę
przyznać, że ten ślub bardzo nas do siebie zbliżył, po raz kolejny. Przez moją
pracę w LA i Shannona nie byłam w stanie znaleźć wystarczająco czasu dla mojej
przyjaciółki. Wiedziałam, że ona to rozumie, nigdy nie miała do mnie o to
pretensji, zawsze rozumiała, ale ja nie czułam się z tym dobrze. Chciałam być
przy niej, chciałam pomagać jej w zorganizowaniu tego najważniejszego dnia w
jej życiu. W związku z tym postanowiłam, że zrobimy sobie z Shannonem wolne od
Los Angeles i pojedziemy dwa tygodnie wcześniej do Londynu. Przyznam szczerze,
że byłam bardzo pozytywna zachowaniem i podejściem Shannona, który w sumie nie
znał Stephanie, a towarzyszył nam w rozmowach na Skype’ie i pomagał Jessiemu
wybierać garnitur i dodatki. Bardzo się polubiła ta trójka, może uda mi się
namówić ich na przeprowadzkę do LA. Byłoby idealnie. Ślub zaplanowano na 15
sierpnia, więc mieliśmy jeszcze ponad półtora miesiąca. Był to czas spędzony
niezwykle konstruktywnie i jeżeli chodzi o mnie i o chłopaków. Dwa rozdania
nagród, na których oczywiście nie mogło mnie zabraknąć, mnóstwo wywiadów
radiowych i telewizyjnych, sesje zdjęciowa, w tym jedna dla GQ. Ja natomiast
nie mogłam opędzić się od coraz to nowszych castingów wymyślanych mi przez
Mike’a, mojego agenta, menagera, przyjaciela, zwał jak zwał, załatwiał brudną
robotę za mnie. W Hollywood zaczynało robić się coraz głośniej o moim związku z
perkusistą, co niestety powodowało niezwykle zaskakującą ilość negatywnych
opinii w Internecie na mój temat. Shannon zdawał się w ogóle tym nie
przejmować, jak to stwierdził „ludzie gadają i będą gadać, ważne, że my wiemy
jaka jest prawda”. I zwykle na tym kończyła się rozmowa na ten temat. Ja nie do
końca jednak mogłam się z tym pogodzić, niby miał racje, ale tak naprawdę byłam
wściekła, bo ci ludzie, wielkie Echelony, a raczej niespełnione i zazdrosne
baby, ani trochę mnie nie znały, nic o mnie nie wiedzieli, więc dlaczego
oceniali. Strasznie źle czułam się czytając te wszystkie oszczerstwa na mój
temat, ale nie mogłam nic z tym zrobić.
-
Mamy dziś piękny lipcowy dzień w Los Angeles i równie piękną kobietę u nas w
studio – rozpoczął program młody dziennikarz. – Moim i państwa gościem jest
bardzo charyzmatyczna i świetnie zapowiadająca się młoda brytyjska aktorka
Chloe Winkler. – ugh nie byłam gotowa na ten wywiad, w prawdzie dostałam listę
pytań do których miałam się przygotować, jednak czułam, że to nie wszystkie,
które miał przygotowany wysoki brunet. Z wręcz wymalowanym uśmiechem na ustach
wkroczyłam do studia, w wcześniej wybranym, przez moją nową stylistkę, outficie
i nienagannym makijażu i fryzurze. [OUTFIT 1]
-
Witaj Tom – powiedziałam całując dziennikarza w policzek na przywitanie, jak to
było w scenariuszu. Może nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, ale tak, takie
programy również mają scenariusze, których w pewnym stopniu trzeba się trzymać.
-
Chloe, usiądź proszę – wskazał mi miejsce na kanapie – jak ci minął dzisiejszy
dzień?
-
Bardzo pracowicie – wskazałam dłońmi na moją sylwetkę od czubka głowy aż po
stopy, na co sala zaniosła się gromkim śmiechem. Szykował się kolejny
zwyczajnie nudny wywiad. Najpierw pytania odnośnie początków aktorstwa,
dlaczego akurat ten kierunek w życiu, dlaczego LA, wrażenia odnośnie miasta,
ludzi, przyszłe projekty, oczekiwania względem Hollywood. Myślałam, że na tym
się skończy, jednak grubo się myliłam.
-
A teraz pytania, które ciekawią całe Hollywood. – uśmiechnął się złowieszczo i
potarł ręce. – Czy to prawda, że zamieszkałaś razem z Shannonem Leto? – zapytał
bez ogródek. Mogłam się domyśleć, że podobne pytania się trafią, ale nie byłam
na nie gotowa. Przez sekundę się zwachałam, jednak postanowiłam, że nie ma
sensu kłamać i unikać tematu, może chociaż Echelon się odczepi, kiedy dowie
się, że ich idol naprawdę jest dla mnie kimś ważnym.
- Jak
widzę jesteś na bieżąco z książką adresową Hollywood. – odpowiedziałam i
uśmiechnęłam się przyjaźnie, może jednak nie będzie tak źle jak sądziłam.
-
Cóż, taka moja praca, albo raczej ludzi od których kupuję informacje –
odpowiedział i puścił mi oczko. – Przypomnijmy wszystkim, że nie znacie się
długo z Leto, ile to będzie? Pół roku? A mieszkanie razem to już bądźmy
szczerzy, dość poważny krok w związku, nie boisz się, że to za wcześnie?
-
Może i masz rację Tom, mam wielu znajomych, którzy są ze sobą dużo dłużej, a
nie podjęli jeszcze tak ważnej decyzji. Sądzę jednak, że to zależy od ludzi i
ich zaangażowania w związek. Razem z Shannonem wiemy czego chcemy, jesteśmy dorosłymi
ludźmi, którzy niedawno zaczęli wspólne życie i czerpią z niego pełną garścią.
Gdybyśmy byli niepewni naszej przyszłości na pewno nie zdecydowalibyśmy się na
taki krok.
-
Satysfakcjonująca odpowiedź – przyznał i napił się wody głęboko się nad czymś
zastanawiając – Okay, a co jeśli cię zdradzi?
-
Słucham? – zapytałam z niedowierzaniem.
-
Wszyscy wiemy, że starszy pan Leto ma skłonności do szybkich i krótkich
znajomości z kobietami, szczególnie tymi z porno biznesu. – zaśmiał się
szyderczo.
-
Przepraszam bardzo, ale nie będę z tobą rozmawiać w taki sposób, nie kiedy
publicznie obrażasz i ośmieszasz ukochaną mi osobę. – podniosłam się z kanapy i zwróciwszy do
widowni powiedziałam jedynie – Bardzo dziękuję, że przyszliście, trzymajcie się
ciepło – i wyszłam.
Jakim
prawem ten człowiek mógł zrobić coś takiego. W oczach zaraz po wyjściu ze
studia pojawiły się łzy, które ledwo powstrzymywałam. Przed samym wyjściem z
budynku dogoniła mnie jedna z asystentem Toma i starała się ze wszystkich sił
przeprosić za jego zachowanie. Jednak ja byłam niczym tykająca bomba, a ona w
tym momencie odegrała rolę zapalnika.
-
Żartujesz sobie, prawda? Przepraszasz za niego? Mnie? Z jakiej racji? To ten
dureń ma przeprosić na wizji Shannona, bo to jego obraził. A jego nawet tu nie
było. Jak można tak bezczelnie oczerniać kogoś przed kamerami, kogoś kogo się
nie zna, kogo się nigdy nie spotkało?! Jakim on jest człowiekiem? – ja
wrzeszczałam na zapleczu, a bogu ducha winna dziewczyna tylko patrzyła tymi
wielkimi zielonymi oczami ze strachem na mnie. Wiem, że to nie ona zawiniła,
chciała jedynie być miła. – Przepraszam. – powiedziałam po chwili – Poniosło
mnie, to nie twoja wina. Proszę, wybacz mi – powiedziałam i wyszłam chowając
twarz w dłoniach. Głęboki wdech i wydech. Sięgnęłam do torby po telefon i sprawdziłam
połączenia przychodzące i smsy.
„Powodzenia
skarbie, czekamy na Ciebie w „Create Hollywood” mam nadzieję, że pamiętasz
adres ;) Twój Shanimal”
Po
przeczytaniu smsa od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Złapałam
taksówkę i podałam kierowcy adres klubu. Klubu, który dobrze znałam i który
przywoływał mimo wszystko miłe wspomnienia. Podjechaliśmy pod stary ceglany
budynek, zapłaciłam taksówkarzowi należną kwotę plus dorzuciłam 20% napiwku za
miłą atmosferę podczas podróży. Z podnieceniem ruszyłam w stronę ogromnych
metalowych drzwi i zapukałam trzy razy. Po chwili w przesuwnym okienku w
drzwiach pojawiła się twarz tego samego ochroniarza, co podczas mojej pierwszej
wizyty, który spojrzał na mnie i donośnym głosem powiedział „HASŁO”.
-
Hasło? Jakie hasło? – próbowałam odgadnąć o co chodzi temu ochroniarzowi,
jednak w chwili gdy już zamykał okienko, przypomniało mi się – Ah tak, Shannon
przesłał mi je w drugim smsie, już chwileczka – dobrze, że byłam blondynką,
chociaż miałam usprawiedliwienie. Wygrzebałam telefon z torby i odszukałam ową
wiadomość. – L490 – powiedziałam, w sumie, do drzwi, które na całe szczęście po
chwili się otworzyły.
-
Zapraszam – powiedział mężczyzna w garniturze i wpuścił mnie do środka. Klub
nic a nic się nie zmienił. Jedynie powód imprezy był zupełnie odwrotny. Wtedy,
ponad pół roku temu, świętowali zakończenie trasy po USA, teraz natomiast,
początek trasy po Europie. W środku było strasznie gorąco, mimo iż klimatyzacja
chodziła pełną parą, to ludzie robili swoje. Część siedziała przy stolikach,
inni przy barze żywo dyskutowali, a pozostali bawili się w rytm muzyki.
Szukając Shannona spotkałam po drodze kilka znajomych osób, z którymi nie
omieszkałam porozmawiać. W barze zamówiłam jednego z tych kolorowych drinków z
karty i zdążyłam pociągnąć łyka słomką, gdy nagle usłyszałam znajomą melodie „Vivir
Mi Vida” Marca Anthoniego i prawie się zachłysnęłam. Tego było za dużo, miałam
100% pewność, że to sprawka tego kurdupla. Już miałam go szukać, kiedy nagle
wyłonił się z tłumu, wyglądając niczym grecki bóg, próbując stawiać kroki na
wzór salsy i bezdźwięcznie śpiewając słowa piosenki. Mało co nie popłakałam się
ze śmiechu na ten widok, który był wprost komiczny. Shannon Leto, wielokrotnie
nagradzany perkusista 30 Seconds To Mars, Shanimal bóg seksu, tańczył, jeżeli
można to nazwać tańcem, salse. I tańczył ją tylko i wyłącznie ze względu na
mnie, oczywiście pomińmy fakt, że był już tak wstawiony, że na następny dzień
pewnie nie będzie tego pamiętam, ale robił to. Jednak najlepsze miało dopiero
nadejść, kiedy to chwycił mnie za rękę i próbował tańczyć ze mną. Była to najsłodsza
rzecz, jaką kiedykolwiek uczynił dla mnie jakikolwiek mężczyzna, a mimo to
dosłownie rechotałam jak głupia. Dwa razy omal nie wylądowałam na podłodze przez
jego szaleńcze obroty, ale było to tak zabawne, że nawet się tym nie przejęłam.
-
Głupek jesteś ! – krzyknęłam mu na ucho.
-
Ale chociaż przystojny– odpowiedział tylko i znowu zaczął szaleć.
Gdy
piosenka się skończyła, Shannon dość chwiejnym krokiem wszedł na podest/scenę i
wziął od DJ’a mikrofon.
- Moi
przyjaciele, dzięki wam za przybycie. Niedługo wyruszamy na ekscytującą trasę
po Europie, wyobraźcie sobie te wszystkie napalone fanki, które są wiecznie
niezaspokojone i tylko czekają na nas, więc zaszalejmy dzisiaj tak jak jeszcze
nigdy ! – niemal wykrzyczał do mikrofonu, na co zebrani goście odpowiedzieli mu
oklaskami i krzykami wyrażającymi aprobatę. – To jest mój brat, wieczne ponury,
napuszony jak paw, zdobywca Oscara za rolę kobiecą, Jared – wskazał na
stojącego na boku Jaya – Ten tu z krzywymi zębami, który nie wie, że do
szarlotki potrzebne są jabłka, to Tomo – potargał mu włosy, gdyż na
nieszczęście stał zaraz obok - Ja jestem po prostu Shanimal – puścił oczko i ukłonił się prawie do podłogi –
A to, moja słodka, głupiutka blondyneczka Chloe, z którą mam zamiar spędzić
dzisiaj niezapomnianą noc – powiedział i
prawie, że poczułam jego język w gardle. Ludzie piszczeli, gwizdali i bili
brawo, a ja próbowałam go od siebie odepchnąć. Byłam w szoku.
- Shann,
co do cholery ? Przesadzasz trochę – powiedziałam, gdy tylko dał mi złapać
oddech. Jednak on nawet nie zareagował. Oddał mikrofon chłopakowi za konsolą i
z głośników znów poleciała głośna muzyka, tym razem Zedd. Po tym incydencie już
nie widziałam go obok, wszędzie było go pełno, jednak nie było go przy mnie. Miałam
dziwne przeczucia, mimo tak miłej niespodzianki, która w sumie nawet nie wiem
czy była miła, to i humor też mi wyraźnie nie dopisywał i nie wiedziałam czy
jest to spowodowane wywiadem, trasą koncertową, czy czymś zupełnie innym –
niecodziennym zachowaniem Shannona. Szukając starszego Leto, natchnęła się na siedzącego
w pokoju VIPowskim Tomo.
-
Hey Mofo, nie widziałeś może tego tancerza od siedmiu boleści ? – zapytałam siadając
obok na sofie.
-
Mignął mi jakieś pół godziny temu jak wychodził na fajkę, ale później już go
nie widziałem – odparł wzruszając ramionami – Jak tam wywiad?
-
Nic mi nawet nie mów…
-
To przez niego jesteś tak podminowana dzisiaj? – zapytał opiekuńczo.
-
Prawdopodobnie, plus Shann dziwnie się zachowuje, jak nie on.
-
Chloe – westchnął gitarzysta – gadałem o tym z Jaredem – zawahał się – zresztą,
nie ważne, musisz się odprężyć, chcesz coś do picia? – zapytał szybko.
-
Tomo!
-
Ehh no dobra, ale to nie jest pewnie, to są w sumie tylko nasze przypuszczenia,
pewnie niesłuszne, bo nie wierzę, żeby…na pewno nie, nie miał powodu, to nie
miałoby sensu. – plątał się w tym co mówił i najwyraźniej chciał zaprzestać na
tym, nie kontynuując tematu, jednak nie ze mną takie numery.
-
Proszę cię, przestań pieprzyć i przejdź do rzeczy, jesteśmy przyjaciółmi.
-
Robaczku świętojański ! – cóż, Tomo nie miał w zwyczaju bluźnić, gdy chciał
przekląć używał dość ciekawych zamienników – bo myślimy, że on coś dzisiaj
brał. Jak mówiłem, to nic pewnego, ale sama widziałaś, że zachowuje się dość
specyficznie i nie jak on. Ostatnio widziałem go w takim stanie parę lat temu,
gdy miał problemy z narkotykami.
Słowa
gitarzysty niezmiernie mną wstrząsnęły. Nie mogłam w to uwierzyć. Czy naprawdę
Shannon byłby zdolny do tego by znów zacząć brać? Nie, to niemożliwe, może po
prostu za dużo wypił alkoholu. Nie wiedziałam co robić, znaleźć go i zawieźć do
domu, czy może do szpitala. Poprosiłam Tomo, żeby razem ze mną poszukał perkusisty.
Mimo późnej godziny, w klubie wciąż było mnóstwo ludzi, jakby nikomu nie
spieszyło się do domu. Wszyscy żyli chwilą teraźniejszą i tylko to się dla nich
liczyło, upić się, zabawić, zaliczyć. Dla mnie w tym momencie liczyło się
zupełnie co innego, odnalezienie Shannona.
-
Tomo, nigdzie go nie ma – powoli zaczynałam panikować – a jeżeli coś sobie
zrobić, jeżeli leży gdzieś w krzakach? – odchodziłam od zmysłów, a przed oczami
miałam same czarne scenariusze – Tomo, boję się, ja go kocham, nie chcę go stracić.
– byłam bliska płaczu, gdy nagle gitarzysta mnie przytulił od tyłu i palcem
wskazał na parę kierującą się do wyjścia. Była to bardzo szczupła, minimalnie
wyższa od Shannona brunetka i on, zaraz za nią. Razem z Chorwatem udaliśmy się
zaraz za nimi, jednak to co zobaczyłam przerosło moje najgorsze wyobrażenia. Przed
tylnym wyjściem stał zaparkowany czarny Range Rover, a o niego opierała się
brunetka nad którą stał Shannon i szeptał jej coś do ucha. [JESSICA]
-
Jessica – szepnął gitarzysta.
Po
policzkach mimowolnie zaczęły cieknąć mi łzy, a kiedy zobaczyłam jak go
pocałowała, żeby zaraz potem władować się do samochodu, nogi się pode mną ugięły.
Chciałam tam bieg, krzyczeć, pobić ją i jego, chciałam zareagować, jednak Tomo
mocno trzymał mnie w ramionach przytulając do siebie.
-
Ciii, już dobrze Chloe – próbował mnie uspokoić, jednak jak miało być dobrze,
skoro ta szmata właśnie odjechała z miłością mojego życia?
Och Jeannine nasz czarny charakter zyskał trochę sławy skoro już pojawia sie w marsowych opowiadaniach:) Pewnie jakby się o tym dowiedziała byłaby przeszczesliwa:) Czekam na nowy!!!!! :)
OdpowiedzUsuńJa na całe szczęście wcześniej o owej pani nie słyszałam,ale z tego co zostałam poinformowana to owszem,pewnie byłaby w niebie...mam jednak nadzieje,ze nie zawladnie tym rozdziałem ;)
UsuńDziękuję i zdrawiam :)
Świetny rozdział, jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę :)
UsuńDziękuję i pozdrawiam :)
Kochana u mnie na mikaelsonach new part i zabieram sie za Twoje
OdpowiedzUsuńOooo to sie porobilo! Bedzie kryzys w związku czekam wiec na ciag dalszy z niecierpliwoscia, czarny charakter w postaci kobiety to niezle zagranie ciekawi mnie jak to sie potoczy, czekam i pozdrawiam i ponownie zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńNiestety nie zawsze jest pięknie i kolorowo, aczkolwiek możliwe,że to tylko chwilowy kryzys,któż to wie :D
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam :)
Hej!!! Muszę Ci powiedzieć, że niesamowicie podobają mi się takie częste rozdziały:) super rozdział a już najbardziej podobała mi się scena w której Shannon rozmawia z przyjaciółką Chloe (a to łobuz jeden). Potem już nie było tak fajnie przez końcówkę, ale domyślam się że nie może być tak zawsze pięknie i słodko. Shann jak to często bywa nie myśli odpowiednią częścią ciała. Kochana jestem niesamowicie ciekawa jak to się wszystko potoczy dalej i już czekamy na następny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPs. Odnośnie Jeannine to powiem tylko tyle, że spokojnie sobie czytam rozdział a tu nagle po prawo widzę jej twarz i wybucham śmiechem oraz myślę sobie WTF:) nie będę się więcej rozpisywać. Pozdrawiam K:*
Przyznam szczerze, że mi też się lepiej pisze częściej rozdziały :P i z jednej strony chcę jak najszybciej dojść do 29 rozdziału, ale z drugiej strony nie chcę rozstawać się z Chloe i Shannem :(
UsuńShannona właśnie tak sobie wyobrażam,jako kochanego łobuza, który mimo iż kocha to czasem nie myśli główką :D i chyba dlatego wciąż nie znalazł nikogo na stałe ;D
Odnośnie Jeannine to przyznam szczerze,że do wczoraj o niej nie słyszałam i przez to moje życie było spokojniejsze :P ale niestety Ewa uświadomiła mnie i cóż,no ten tego :P w pierwowzorze jej nie było :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :**
Ej, chce mi ktoś wyjaśnić kim jest Jeannine?
OdpowiedzUsuńPS: rozdział oczywiscie super, robi sie intrygująco XD
~ Aila
Za dużej wiedzy nie posiadam na temat Jeannine, jednak z tego co zostałam wtajemniczona jest to znajoma Shannona o bardzo złej reputacji, jej zdj z wanny pojawiło się na instagramie Shanna z komentarzem budzacym dość jednoznaczne skojarzenia...ogólnie chyba taka dziewczyna na noc,bo razem się nigdzie nie pokazywali, a dziwnym zbiegiem okoliczności bywali w tych samych miejscach, w tym samym czasie :D ooo i jeszcze podobno jakaś czapkę od echelonu zarąbała Shannonowi :D 😂
UsuńDziękuję za komentarz i przepraszam,że dopiero teraz odpisuję na pyt :)
Poozdrawiam :))
Ja pierdziele, ale się porobiło... Podobała mi się rozmowa Shana z Steph, jego przemówienie, ale za to co zrobił na końcu należy mu się jedynie porządny kop w dupę.
OdpowiedzUsuńA poza tym zapraszam do mnie i oczywiście czekam na następny rozdział :D
Tylko kop w dupe?!? za takie zachowanie?! :D a rozmowa Shana ze Steph tak na rozluźnienie, bo to takie slodziaki dwa, co się okaże,jak się spotkają face to face :P
UsuńDziękuję o pozdrawiam :))