środa, 24 lutego 2016

Rozdział 29

K, ten rozdział jest dla Ciebie <3

Dziękuję za to, że od samego początku byłaś jednocześnie największym fanem, jak i największym krytykiem Charmante. Zawsze z niecierpliwością czekałam na Twoją opinię i brałam do serca Twoje uwagi. 
Dziękuję ;***

Spytasz pewnie dlaczego akurat ten rozdział?
 Cóż, od niego się wszystko zaczęło, nie wiedzieć czemu pojawił mi się w głowie i tak powstało Charmante Chick. Mam nadzieję, że się spodoba.

Kochani, to już przedostatni rozdział. Część Shannona spędzała mi sen z powiek i siedziałam nad nią naprawdę długo, mam nadzieję, że nie na marne. Jeżeli przeczytaliście, zostawcie ślad, już tylko dwa rozdziały do końca ;)

\/\/\/\/\/\/\/\ - elementy dość ekhm, +18 ;))





***

Zatrzymałam się na poboczu za zakrętem, wyłączyłam silnik i oparłam głowę o kierownicę. Wyjęłam z torebki telefon, zobaczyłam smsa od Constance „Kupiłam tę sukienkę Chloe, proszę nie denerwuj się. Całuję, Connie”.


***

Obudził mnie dzwonek komórki, rozejrzałam się po wynajmowanym pokoju i przetarłam oczy. Ledwo wstałam z łóżka i zlokalizowałam telefon na podłodze zaraz obok drzwi do łazienki.  Na wyświetlaczu pojawiło się imię Constance. Z zawahaniem odebrałam telefon.

- Chloe, oh dzięki Bogu, że odebrałaś - powiedziała po drugiej stronie kobieta - bałam się, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.

- Cześć - odpowiedziałam niepewnie - co słychać?

- Dobrze, u nas dobrze, jak ty się trzymasz skarbie?

- Em – nie wiedziałam co jej odpowiedzieć - wszystko okay, radzę sobie.

- Oh tak się cieszę Chloe. Kochana przyjdź do nas jutro na kolację.

- A Shannon? - zapytałam bez zastanowienia.

- Nie wiem, nie mam z nim kontaktu od tamtego dnia. Proszę, przyjedź na 17, będziemy czekać.  W święta nikt nie może być sam.

- Do zobaczenia Connie - odpowiedziałam i rozłączyłam się.

Spojrzałam na siebie w lustrze. Byłam wrakiem człowieka, pustą skorupą bez serca, które połamało się na miliony drobnych kawałeczków. Potargane włosy, podkrążone oczy, zapadnięte policzki i blada, niczym przeźroczysta twarz. Wyglądałam, jak trup, jak zombie. Nie mogłam się tak pokazać ludziom, musiałam doprowadzić się do porządku. Miałam parę godzin, żeby dokupić prezenty, jeżeli w ogóle miałam tam iść. Jeden już miałam, ten rzekomo najważniejszy.


***


Stałam przed drzwiami do dom Constance i biłam się z myślami. Już miałam zawrócić do samochodu, kiedy drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich Jareda. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i rzuciłam mu się na szyję.

- Dobrze cię widzieć mała - powiedział wtulając się w moje włosy.

- Ciebie też Jay.

Pomógł mi zabrać torebki z prezentami z samochodu i weszliśmy do środka. Tak jak się spodziewałam, była tam cała rodzina. Constance, która od razu przybiegła i wyściskała mnie, Larry, Tomo z Vicky, ich rodzie, przyjaciele Connie, których jeszcze nie znałam, Jamie z dziewczyną, Steve, nawet Emma. Wszyscy byli wystrojeni, jak wypadało na Boże Narodzenie. A ja, cóż, przez „przypadek” założyłam czerwoną sukienkę, którą Shannon uwielbiał. [CHLOE – XMASS] Chciałam pokazać jaka jestem silna, chciałam zemsty, chciałam pokazać mu co stracił, jednak nie było go.
Stół  wyglądał przepięknie, suto zastawiony z ręcznie robionymi ozdobami i małymi prezencikami przy każdym talerzu. W rogu salonu stała ogromna, żywa i pięknie pachnąca choinka, pod którą zaniosłam wszystkie prezenty. Jednak mimo tego wszystkiego, nie czułam magii świąt, ani trochę. Wróciłam do stołu i mogliśmy zacząć świętować, usiadłam obok Jareda na jednym z dwóch wolnych miejsc. Już mieliśmy zacząć nakładać pieczonego indyka, kiedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Larry wstał, żeby otworzyć i każdy w pokoju zamilkł. Do domu wszedł Shannon i wysoka ciemnowłosa dziewczyna trzymająca go za rękę.

- Cześć wszystkim - powiedział radośnie, lecz gdy spotkał mój wzrok, uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy - Co ona tu robi? - zapytał zdenerwowany.

- Shannon! - Constance uniosła głos - Zachowuj się.

Widziałam jak perkusista zaklął pod nosem i z urażoną dumą usiadł obok mnie obejmując ramieniem swoją towarzyszkę.

- No, no braciszku, a swojej nowej cizi już nam nie przedstawisz? - zapytał złośliwie Jared, a Vicky w tym czasie przyniosła dodatkowe krzesło i sztućce z kuchni.

- Taa jasne, wszyscy to jest Madison, Madi to są…wszyscy. Możemy już jeść? - powiedział jak gdyby nigdy nic i zabrał się za jedzenie. Wszyscy popatrzyli po sobie i daję słowo, że odechciało się jeść. Owa cizia vel Madison, jak kto woli, mogę się założyć, że nie miała jeszcze nawet 20 lat. Wysoka, zdecydowanie wyższa od Shannona, a w tym szpilkach, sięgał jej do ramion, istny cyrk. Chuda, jak patyk, ciężko odróżnić gdzie przód, a gdzie tył. Dokładnie ilustrowałam ją milimetr po milimetrze, aż mój wzrok zatrzymał się na jej lewym palu serdecznym. O mały włos nie zakrztusiłam się winem, gdy zobaczyłam pierścionek, TEN pierścionek, na JEJ palcu. Ile on ją znał? Tydzień, góra dwa? Wszyscy chyba zorientowali się, że coś jest nie tak, bo nagle umilkli i patrzyli raz na mnie, raz na punkt, w którym wbity był mój wzrok. Connie jedynie z pogardą spojrzała na Shannona, na własnego syna i wyszła z pokoju. Atmosfera zrobiła się strasznie napięta. Cała reszta nie wiedziała o co chodzi, jednak te emocje, które wisiały w powietrzu, sprawiły, że każdy czuł się niezręcznie. Powoli wstałam z krzesła, nachyliłam się nad Shannonem, wyszeptałam mu do ucha „Nienawidzę cię” i poszłam za Constance.

- To ten pierścionek? - zapytała łamiącym się głosem. Skinęłam jedynie twierdząco głową, na co ona zaszlochała. Ja nie miałam już na to siły, moje pokłady łez się skończyły.

- Najważniejsze, że jest szczęśliwy. Dokonał wyboru. - powiedziałam do niej i mocno ją przytuliłam. 

- Chodź, pod choinką czeka masa prezentów.


\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/\/ 


SPOV
Noc, parę godzin później.


Obudziłem się, była pieprzona trzecia godzina w środku nocy, za jakie grzechy? Spojrzałem w lewo, Madison spała, jak zabita, nic mi po niej. Byłem wkurwiony, wstałem z łóżka z zamiarem zapalenia fajki i wzięcia szklanki wody z kuchni. Powoli, po omacku stawiałem ostrożnie kroki, bo w pokoju panowała taka ciemnica, że za cholerę nic nie widziałem. I co? I zahaczyłem gołą stopą o ten jebany telefon, który wczoraj strąciłem z łóżka. Kopnąłem go z całej siły gdzieś na bok, jakby był bezużytecznym gratem, a nie drogim, luksusowym arcydzieła, którym na serio był. Nie obchodziło mnie to, nie w tej chwili, rano pewnie będę przeżywał. Bardziej katastrofalne gówno działo się teraz w moim życiu, żebym martwił się, czy telefon jest pęknięty czy nie. Kupi się drugi. Katastrofa numer jeden - zostawiła mnie kobieta. Katastrofa numer dwa - cholernie się w niej zakochałem. Katastrofa numer trzy - zrobiłem jej największe świństwo na świecie. Katastrofa numer cztery - nie chciałem tego, ale nie miałem innego wyjścia. Chwytając paczkę papierosów z komody, zszedłem powoli do salonu i opadłem na sofę. Płomień z zapalniczki rzucił pomarańczową poświatę w ciemnym pokoju, gdy zapaliłem papierosa i wypuściłem dym w przesadny sposób. Nikotyna mnie uspokajała i Bóg wie, potrzebowałem tego. Byłem gotowy do wybuchu, gołymi rękami byłem gotowy zrównać z ziemią dom mojej matki, aż nie zostałoby z niego nic, oprócz kupy gruzu. Bo właśnie tym było moje życie. Pierdolonym gruzem. Najlepiej jakbym zasnął i zapadł w jakąś śpiączkę w czasie której pamięć Chloe zostanie wymazana, ot tak niczym gumką do ścierania i wszystko będzie jak dawniej. Nie chciałem poranka, ale musiałem się zmierzyć z tym co zrobiłem. Musiałem stanąć przed nią i przyjąć to jak mężczyzna, kiedy ona spojrzy na mnie tymi pustymi i lodowatymi oczami, które miała przez cały wieczór, ale musiałem w nie spojrzeć, kiedy będę przepraszać za rozerwanie jej serca. Musiałem zobaczyć, jak odchodzi z mojego życia bez nadziei na kolejne spotkanie. I musiałem poczuć łamanie swojego serca, gdy na zawsze ją stracę. Emocjonalnie i psychicznie wyczerpany, trzymałem w dłoni miniaturkę motoru moich marzeń, tego, który miał mój ojciec i o którym opowiadałem Chloe na drugiej czy trzeciej randce. Pamiętała, nie miała szans kupić mi prawdziwego, jeżdżącego, ale zdobyła tą zabawkę, zabawkę, która dla ponad 40-letniego faceta miała cholerną wartość. Jedna samotna łza poleciała po moim policzku, kurwa co było ze mną nie tak? Chłopaki nie płaczą, tak?! Shannon, chłopie weź się w garść, zachowujesz się jak baba. Położyłem się na tej sofie, na której niedawno leżała ona. Moja bogini, w tej cholernej czerwonej sukience, która doprowadzała mnie do szaleństwa. Wciąż mogłem poczuć jej zapach. Jezu, samo to wspomnienie sprawiło, że byłem twardy. Chciałbym, żeby rzeczy mogłoby być inne, ale zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem ją, a ona zniszczyła mnie. Nie było od niej ucieczki. Musiałem zmierzyć się z jej gniewem, bo przyparła mnie do muru. Zasługiwałem na każde pojedyncze słowo, które mi powiedziała tamtego wieczora. Ruszyłem tyłek z kanapy i skierowałem się do kuchni po wodę. W całym domu panował mrok, wszyscy spali, jednak z kuchni dochodziło słabe światło, prawdopodobnie z małej lampki na szafce z listami, której mama zapomniała zgasić. Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem ją. Stała tam odwrócona do mnie tyłem, robiąc coś przy piecu. Jakie to kurwa błahe, wręcz groteskowe. Stałem tak przez chwilę i wpatrywałem się w nią. Jezu najsłodszy, wybacz mi, bo cholernie wszystko spieprzyłem. Starałem się nie oddychać, nie wiedziałem co zrobić, nie powinno jej tam być. Odwrócić się i wrócić do pokoju do tej szurniętej Madison?! Zostać i dać się zmieszać z błotem? Byłem tchórzem, wybrałem to pierwsze i już miałem się odwrócić na pięcie i pójść w cholerę, kiedy usłyszałem jej głos.

- Robię gorącą czekoladę, chcesz też?

O kurwa, ja pierdole, co mam zrobić, co zrobić? Czułem się, jak w podstawówce, gdy ktoś przyłapał mnie na gorącym uczynku. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić, byłem totalnie zmieszany. Obserwowałem ją bez słowa, wyjęła dwa kubki i nalała do nich gorącego napoju, następnie stawiając je na wyspie kuchennej.

- Wchodź, nie gryzę - powiedziała siląc się na uśmiech. Trzymajcie mnie, bo ma na sobie tylko szlafrok. Widzę to, widziałem już wcześniej, jak materiał opinał jej zgrabne pośladki, a teraz prawie widziałem jej piersi. Jakim ty jesteś debilem Leto.

- Wiem i przepraszam, Chloe koch… - westchnąłem głośno i ukryłem twarz w dłoniach. Jednak nie dostałem szansy na dokończenie przeprosin, bo poczułem ją, poczułem jak jej ciało dociska się do mojego. Rozwiązany szlafrok podkreślał jej idealne ciało. I pieprz mnie, była naga.  Mogłem się tego spodziewać, bo było to absolutnie w jej stylu, ale nie spodziewałem się pocałunku. Jej usta zaczęły pieścić moje - delikatnie, czule, nie-kurwa-wiarygodnie. To był najsłodszy cholerny pocałunek jaki kiedykolwiek otrzymałem. Przeciągnąłem palcami przez jej włosy, pogłębiając połączenie i zapamiętując jak smakowała, jak pachniała, bo nie wiedziałem czy kiedykolwiek będę mieć szansę doświadczyć tego ponownie. Chryste, kochałem ją. Jej ręce były na mnie, palce wciskała w skórę na mojej klatce piersiowej, plecach, ramionach. To było, jakby zostawiała trwałe ślady gdziekolwiek mnie dotknęła. I w tym samym czasie starała się być jeszcze bliżej. Popieprzoną rzeczą było to, że nie wiedziałem dlaczego ona to robi. Nagle przerwała pocałunek. Mogłem poczuć jej unoszącą i opadającą pierś, słyszałem jej ciążki oddech, poczułem jej ciepło na mojej mokrej skórze.

 - Kochaj się ze mną tak, jakbyś już nigdy miał mnie nie spotkać - wyszeptała mi do ucha i położyła swoją głowę na miejscu tuż nad moim sercem. Wiedziałem, że powinienem odmówić, ale za tą fasadą byłem słabym mężczyzną - tylko dla niej - i chciałem żeby poznała prawdziwość moich słów, których nie było mi dane dzisiaj wypowiedzieć. Pocałowałem czubek jej głowy i odchyliłem do tyłu, podniosłem jej podbródek i złożyłem miękki pocałunek na jej wiotkich ustach. Potem wsunąłem ręce pod jej tyłek i podniosłem ją owijając wokół mojego ciała. Gorąca czekolada musiała poczekać, nie było kurwa innej opcji. Chloe zacisnęła palce na mojej szyi i przycisnęła swoje czoło do mojego, gdy zaniosłem ją do pokoju Jareda, w którym dzisiaj spała. Jej oczy nawet na sekundę nie opuściły moich, gdy szedłem z nią po schodach do łóżka. Wciąż było ciemno, ale lampy uliczne dawały delikatne światło, dzięki czemu mogłem widzieć jej twarz. Oczy już nie były tak lodowate, jak wcześniej. Teraz błyszczały, jak te cholerne gwiazdy na niebie i ona też była jak ta gwiazda. Niby tutaj, zaraz obok mnie, ale jak bardzo się starałem, nie mogłem jej dosięgnąć. Otrzymałem jedną szansę, mój własny lot na Marsa i nie zamierzałem tego zmarnować. Moje serce waliło mi w uszach tak głośno, że wiedziałem, że mogła to usłyszeć. Byłem przerażony, bałem się, że mogłaby zobaczyć tchórza, którym naprawdę byłem. Co ja się okłamuje? Ona bardzo dobrze wie, że jestem tym właśnie tchórzem, nikim więcej. Znała mnie na wylot. Wiedziałem, że żeby dać jej wszystko czego zapragnie, muszę być odsłonięty, do cna. I zrobiłbym to… dla niej. Do diabła, dałbym jej wszystko, o co by prosiła. Jeśli chciała moją rękę, mogła ją wziąć. Moja noga? Może ją mieć. Serce? Dusza? Były już dawno jej. Gdy wczołgałem się na łóżko i położyłem obok niej, pogłaskałem ją po policzku, pozwalając, żeby mój palec dryfował po jej szyi. Zadrżała pod moim dotykiem i kiedy zdałem sobie sprawę, że jest grudzień, a ona jest naga, czułem się, jak kretyn, którym byłem. Kiedy szukałem czegoś żeby przykryć jej ciało, zatrzymała mnie kładąc rękę na moim przedramieniu.

 - To nie z zimna Shanny - szepnęła. Moje serce wykonało salto w mojej klatce piersiowej. Uwielbiałem, kiedy mnie tak nazywała. Złapałem je usta swoimi, gdy unosiłem się nad nią, podtrzymując się na łokciu. Moja dłoń kontynuowała podróż po jej ramieniu, przez krzywiznę piersi, a następnie kierując się na biodro. Każdy kształt, każdy centymetr przypominała mi, jak naprawdę cenna była, a przynajmniej jak powinna być. Zasługiwała na bycie szanowaną i czczoną. Zakryłem jej prawe udo, wsuwając kolano między jej nogi, gdy przysunęła się do mnie. Przejechała dłonią po moich żebrach, przyciągając mnie bliżej, kiedy mój język przetoczył się po jej dolnej wardze, prosząc o wejście. Nie wahała się. Moje kostki przejeżdżają przez miękką skórę brzucha, podróżując dalej w górę, aby musnąć szczyt jej pełnej piersi. Jęknęła w moje usta i wygięła plecy, prosząc o więcej. Przerwałem pocałunek, przesuwałem usta po delikatnej linii żuchwy, w dół szyi na obojczyk, gdzie zassałem łagodnie jej skórę, bo nie chodziło o oznaczenie jej. Ona nie była moją zabawką albo trofeum. Chodziło o kochanie jej, w sposób na jaki zasługiwała. Chloe trzymała się na moim bicepsie, jej palce ciągnęły wzdłuż ramiona na moją klatkę piersiową, zostawiając ogień po jej śladach. Każdy nerw w moim ciele był w najwyższej gotowości, każdy jej dotyk wysyłał fale przyjemności do mojego obszaru otchłani. Ona jedyna potrafiła mi to robić. Byłem kimś więcej przy niej i wiem, że nigdy nie będzie mi tak wspaniale z kimkolwiek innym. Przyłożyłem jej rękę do moich ust i pocałowałem przed umieszczeniem jej na moim sercu tak, że mogła poczuć ciężki łomot. To było dla niej i przekazałem jej to moimi oczami. Z jednym delikatnym pocałunkiem na jej ustach, schyliłem głowę i zdobyłem jej sutek, okrążając go językiem, aż wzięła głęboki oddech, przysuwając się jeszcze bliżej. Ssałem wrażliwą skórę i przytuliłem ją. Jedna z rąk Chloe była w moich włosach, druga ściskała moje ramię i trzymała blisko niej. Była zmuszona do rezygnacji, gdy odwróciłem się do drugiej piersi, chcąc obdarzyć ją taką samą uwagą. Miękko pocałowałem jej sutka a następnie przeniosłem się w dół jej ciała, obejmując każdy centymetr jej skóry swoimi ustami i rękami. Żadna część nie została niedotknięta. Gdy wsunąłem rękę między jej kolana i położyłem jej nogi na moim biodrze, czułem gorąco na moim kroczu. To była mimowolna reakcja na jej bliskość. Nie miałem zamiaru tego robić, ale sądząc po jęku, który uciekł z jej ust i sposób, w jaki popchnęła biodra, nie miała nic przeciwko temu. W rzeczywistości, jej ręka zsuwała się w dół, dopóki nie ścisnęła mojego tyłka i przysunęła bliżej. Ciepło jej pobudzonego wejścia w kontakcie z moim fiutem było moją zgubą. Więc, odepchnąłem się z powrotem, uciszając jej mrukliwe protesty, gdy przeniosłem jej ciało i rozłożyłem jej nogi, żeby pomieścić moje ramiona. Kochałem, że była zawsze dla mnie naga – naga, ciepła, i och tak mokra. Zszedłem niżej i umieściłem sentymentalny pocałunek na szczycie jej fałdek. Zamknęła oczy, przygryzła wargę i pozwoliła, żeby jej głowa opadła z powrotem na poduszkę. Jej ciało dało mi odpowiedź – wygięła plecy w łuk, jej brzuch zadrżał, a biodra wypięła do przodu, żeby jej centrum było jeszcze bliżej tam, gdzie chciałem, żeby było. Przyjąłem jej ofertę, zanurzając głowę i kosztując jej, pozwalając, żeby jej soki pokryły moje usta, język, twarz.

- Oh Shannon… - moje imię brzmiało jak desperacki zarzut, gdy wypadło z jej ust. Jej biodra unosiły się i opadały, przeciągała palcami przez moje włosy, zaciskając uda wokół moich ramion. Oparła swoją malutką stopę na moim ramieniu i zsunęła po plecach, aż do krzywizny mojego tyłka w kółko i w kółko. Wsunąłem w nią dwa palce, zawijając je w tę i z powrotem, liżąc, ssąc i całując każdy centymetr jej cennego nieba. A potem, zbyt szybko, zadrżała pod moimi manipulacjami. Napięła uda, zatrzymała biodra, rękami ciągnęła moje włosy i wypuściła z siebie ten odgłos, którego nigdy, przenigdy nie zapomnę. To nie było głośne, ale to było zwierzęce, jak mruczenie lwicy. Czułem pierwszą wilgotność na główce mojego penisa, grożącą wymknięciem się przedwcześnie, a to nigdy się nie stało. Zignorowałem moje własne pragnienie, aby zaspokoić swoje potrzeby, chcąc doprowadzić ją ponownie na skraj tak, żeby zobaczyć jak upada na krawędź urwiska. Mój język i palce kontynuowały pracę nad nią, prowadząc ją przez jej orgazm, aż drugi deptał mu po piętach. Powoli mięśnie ud się zrelaksowały, dając mi pozwolenie na odejście z posady. Nie to żebym chciał, ale w końcu musiałem się zatrzymać, bo inaczej nigdy bym nie przestał. Mój wzrok powędrował na twarz Chloe, jej ciało wiło się pod moim spojrzeniem. Patrzyła na mnie, jej przepiękne błękitne oczy były pełne emocji.

 - Jesteś taki… piękny. - Nie było to niczym innym niż szeptem.

 - Nie tak piękny, jak ty. - to była prawda. Była tak piękna w środku, jak była na zewnątrz i było to tym, co różniło ją i mnie. To było to, co sprawiło, że była doskonała. Niezdolny do patrzenia na nią bez dotykania, wczołgałem się na jej ciało, unosząc się i umieszczając przed jej centrum. Uważając żeby utrzymać swój ciężar na przedramionach, zdmuchnąłem niesforny kosmyk włosów za jej ucho, a potem powoli w nią wszedłem. Wypuściła z siebie miękki jęk, gdy moje usta przykryły jej. Nogi Chloe przemieściły się z moich pośladków, gdy poruszałem się w niej, och tak powoli. Jej paznokcie wbijały się w moje łopatki za każdym razem. Odpowiadała na moje ruchy, ruszając szybciej biodrami. Pocałowałem ją ponownie i przeniosłem się na szyję, obdarzając jej skórę pocałunkami, lizaniem i ssaniem. Moja dłoń poruszała się najpierw po jej tyłku, a później przemieściła się na uda. Kiedy dotarłem do jej kolan, trąciłem je sprawiając, że wchodziłem w nią jeszcze głębiej. Gotowy dla niej, lekko zmieniłem kąt, a jej ręce poruszały się w dół pleców, gdy po chwili złapała mnie za pośladki. Wbijałem się w nią głębiej, ruszając biodrami dając jej tym tarcie, którego pragnęła. Tam i z powrotem, jakby naszymi ciałami wstrząsały przypływy i odpływy fal uderzających w skaliste brzegi tylko po to, żeby się cofnąć i zrobić to ponownie. To była magia tworzenia, takie rzeczy można było przeczytać tylko w tych soczystych romansach. To było coś, co sprawiało, że wierzyłeś, że w końcu znalazłeś swoją drugą połowę. Szkoda, że byłem jedynym, który to czuł, ale jak bardzo bolało mnie, żeby poznać prawdę, nie obchodziło mnie to. Byłem skazany na kochanie jej, tego byłem pewien. Nawet jeśli to miała być tylko nauczka, przynajmniej wiem, jak to jest dbać o kogoś innego niż o siebie - tylko raz. Później zmierzę się z moją decyzją, ale w tym momencie ona tu była i musiała wiedzieć co do niej naprawdę czuje. Nie mogłem opuścić tego pokoju bez jej wiedzy, cienia wątpliwości, gdzie znajdował się mój umysł, moje serce, moja dusza. Były z nią, i będą z nią na zawsze. I jeśli odejdzie, kiedy to wszystko zostanie powiedziane i zrobione, ona weźmie to wszystko ze sobą.

 - Kocham cię, Chloe, tak bardzo. Całym moim pieprzonym sercem. -  przytuliłem się do miejsca poniżej ucha, a moje słowa były pełne pasji i przepełnione bólem.

- O Boże, Shannon. - jej głos był tak pełen emocji, że musiałem na nią spojrzeć. Jej dolna warga drżała a jej oczy były przeszklone. Nieśmiała ręka trzymała moją twarz i kciukiem pogładziła moją dolną wargę. Szukałem jej twarzy i gdy jedna łza spłynęła po jej policzku, serce mnie zabolało, podmuch gorąca przeszedł przez moją klatkę piersiową, ten nieprzyjemny podmuch. Nie mogłem tego zniszczyć, już za dużo zniszczyłem. Ta noc będzie nasza i będzie najlepsza.

- Chloe - powiedziałem szeptem. Zadrżała w moich ramionach.

- Jezu, to brzmi tak seksownie. Mów do mnie. - pchnęła palce w moje włosy i uniosła moją głowę na tyle, żeby mogła zobaczyć moją twarz. Przysunąłem bliżej usta, ledwo je dotykając i powtarzałem jej imię.

 - Chloe, tak bardz…- Jej zęby pociągnęły za moją wargę, raz, dwa, a potem ssała ją między nimi i mamrotała. Z większą siłą niż ostatnio, pocałowałem ją, mówiąc w kółko jej imię, bo do cholery, mogłem to zrobić.  Moje pchnięcia stały się natarczywe i trzymając ją za kolana wszedłem w nią szybciej. Mocniej, głębiej, szybciej. Chwyciłem krawędź materaca pod nami i używałem go do pędu, gdy wchodziłem w nią i wychodziłem. Przytuliła się do mnie, pot przenikał na nasze ciała. Ścięgna w moich ramionach i szyi były napięte, a mięśnie na plecach, uda i tyłek dostawały niezły trening, gdy dawałem jej wszystko co miałem. Chloe przeciągnęła paznokciami po moich plecach i modliłem się do Boga żeby zostawiła tam rany, rany, które nigdy się nie wyleczą - blizny, które będą rywalizować z tymi na moim sercu, kiedy mnie zostawi. Znowu na nią patrzyłem, zapamiętując jej każdy detal i nie mogłem nie zauważyć sposobu, w jaki żyły na jej szyi pulsowały z ciężkim oddechem. Kropla potu niebezpiecznie zwisała na czubku mojego nosa, aż spadła na jej dolną wargę i patrzyłem jak przeciągnęła przez nią językiem i skosztowała. Zamknęła oczy i mruczała jakby jadła ostatni kawałek czekolady i delektowała się jej smakiem.

 - Spójrz na mnie, kotku - wyszeptałem. Zrobiła tak jak powiedziałem, jej oczy stworzyły natychmiastowe połączenie z moimi. To było dużo głębsze niż mogło się wydawać. - Kocham cię, Chlo.

 - Shanny, ja… - Jęknęła i przygryzła wargę, rzucając głowę do tyłu. Jej orgazm przeszedł przez nią, a jej ciało rozciągnęło się pode mną. Ten widok. Och, Boże, ten widok. Wyraz jej twarzy gdy powiedziałem jej, że ją kocham, a ona doszła… żadne słowa nie były wystarczające, żeby opisać jak się czuje. Z ostatnim pchnięciem, zrobiłem to samo. Czułem jej wewnętrzne ścianki chwytające, ściskając mnie, gdy w niej pulsowałem, dopóki nie było już nic więcej. Przewróciłem się na stronę i wziąłem ją ze sobą, używając obu rąk, żeby trzymać ją na mojej piersi i nie chciałem pozwolić jej odejść. Czy to nie było sedno sprawy? Nie chciałem pozwolić jej odejść, ale musiałem. Ponieważ zatrzymanie jej tutaj byłoby po prostu okrutne. Leżeliśmy w naszej bańce szczęścia, która wydawała się być bańką na całe życie, ale to wciąż nie było wystarczająco długo. Żadne z nas nie powiedziało nic, żadne z nas nie zrezygnowało z trzymania, oboje zatraciliśmy się we własnych myślach, do czasu.

 - Shannon. -  jej głos był tak delikatny, że ledwo ją usłyszałem. - Musimy porozmawiać. - to usłyszałem jednak głośno i wyraźnie. Nie chciałem tego, bo była to część, w której wszystko się pieprzy, gdzie zostaje uderzony przez rzeczywistość… gdzie powie mi, że odchodzi.

- Cicho, jeszcze nie. - pogładziłem ją po włosach i pocałowałem w czoło. - To może zaczekać. Na razie, niech będzie tak. Chloe…po prostu wiedz, że nieważne co powiem i nieważne co zrobię, kocham cię całym swoim sercem i zrobię dla ciebie wszystko, tylko pamiętaj o tym. - ona jedynie kiwnęła twierdząco głową i przytuliła swoją twarz do mojej piersi bez słowa, dając mi ostatnią noc do trzymania jej w ramionach. To była ostatnia noc, w której wszystko było w porządku w tym cholernym świecie, ponieważ ona tutaj była i wiedziała, że ją kocham. Gdy za oknem robiło się już widno i wiedziałem, że śpi, ucałowałem ją delikatnie w czoło i niczym łajdak i tchórz wyszedłem z pokoju, wracając do mojej pieprzonej narzeczonej.



ChPOV


Zanim otworzyłam oczy przesunęłam ręką po pościeli obok, była zimna. Podniosłam się i rozejrzałam po pokoju, nie było w nim nikogo. Czyżby to mi się tylko śniło? Nie, na pewno nie. Na podłodze leżał mój szlafrok, a cała pościel była pomięta. Na samo wspomnienie szeroko się uśmiechnęłam. Nie wybaczyłam mu, nie po tym co zrobił, ale gdy wszedł do tej kuchni, tak jak w pierwszą noc w domku nad jeziorem, wszystkie wspaniałe wspomnienia odżyły na nowo, a mój mózg, jak na złość pokazywał Shannona tylko i wyłącznie w dobrym świetle. Jedyna okazja do chwili zapomnienia.  Wiedziałam, że musimy odpuścić, musimy dać sobie czas. Nie skreśliłam go, nigdy w życiu, po prostu potrzebowałam czasu. Ubrałam się w czarne legginsy, które ze sobą zabrałam i szarą bluzkę BF i zeszłam na dół na śniadanie, było już po dziewiątej. [ CHLOE – OUTFIT]

- Shann, a co się stało, że ta twoja panienka tak szybko z domu wyskoczyła rano? - zapytał podejrzliwie młodszy Leto zajadając się właśnie goframi - Czyżby za duża dawka węgli? - zaśmiał się w głos, przez co dostał z pięści w ramię. 

- Dzień dobry - przywitałam się ze wszystkimi posyłając im delikatny uśmiech i trochę za długo zatrzymując wzrok na perkusiście.

- Kawy? - zapytała Constance - Dobrze, że wstałaś, bo Jay zaraz wciągnie wszystkie gofry. -uśmiechnęła się przyjaźnie nalewając kawy do kubka.

- Ja idę - powiedział nagle Shannon i skierował się do drzwi wyjściowych.

- Poczekaj - krzyknęłam i pobiegłam za nim. Staliśmy naprzeciwko siebie w holu, bojąc się odezwać. Powoli zbliżyłam się do niego, skoro słowa nie potrafiły tego oddać, pomyślałam, że dotyk to załatwi, ale on złapał mnie za ręce i odepchnął.

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz? – powiedział podniesionym głosem, co kompletnie zbiło mnie z tropu. – Skończyłem z tobą, zrozum to wreszcie.  

- Huh? – Prawdopodobnie nie najlepsza moja odpowiedź.

- Dlaczego mnie dotykasz, dlaczego chcesz przytulić? - zadrwił.

-  Ponieważ… - mój wzrok padł na wszystkich zgromadzonych w domu. Ich twarze były mieszaniną przerażenia i niedowierzania.

- Ponieważ? - Zrobił krok w moją stronę i przekrzywił głowę. - Co, ktoś zjadł twój język i nie umiesz mówić?

- Ktoś zjadł mój język? - powtórzyłam. - Shannon, co do diabła jest z tobą nie tak, ostatniej nocy…- nie miałam zamiaru ustępować, nie było tu tej chudej wywłoki, więc nie musiał nic ukrywać.

- Był wyraźnym błędem, skoro wciąż myślisz, że chcę od ciebie więcej. - Jego oczy były stalowe. Napięcie w mojej piersi było tak mocne, że myślałam, że przestanę oddychać.

- Ale powiedziałeś…

- Czy ty jesteś głucha? - krzyknął. - Nie chcę cię, Winkler. Nie teraz, nie zeszłej nocy… nigdy. Madison miała okres, musiałem sobie użyć. - Roześmiał się i z każdym echem jego śmiechu od ścian, czułam bicie mojego serca w piersi, jakby było młotkiem. - Ujmę to w ten sposób, żebyś mogła zrozumieć. Nigdy cię nie chciałem. Mam na myśli, spójrz na siebie. Nie jesteś taka jak my i nigdy nie będziesz. Więc zrób sobie przysługę i zostaw mnie do cholery w spokoju. - Jego ręce drżały, kiedy się odwracał, mięsień drgał w jego szczęce. Odmawiałam poruszenia się. Mogłam tylko patrzeć na niego, kiedy łzy spływały po mojej twarzy.

- Nie chcę cię znać - Shannon był kilka centymetrów ode mnie. Te same usta, które obiecywały mi wieczną miłość, które obsypywały pocałunkami, teraz wbijały nóż w moją pierś. – Zejdź mi z oczu.

Jakoś zmusiłam nogi, żeby przejść z powrotem do pokoju i wziąć swoje rzeczy. Szloch łamał moje ciało, dopóki nie mogłam oddychać. Nie wiedziałam nawet w jakim kierunku dokładnie uciekam, gdy już opuściłam dom Connie. Wiedziałam tylko, że muszę się stąd wydostać. Z dala od niego i z dala od mojego złamanego serca, które właśnie po raz kolejny rozbiło się na milion drobnych kawałeczków. 

7 komentarzy:

  1. Hej!!! Na początku muszę powiedzieć, że jest mi niesamowicie miło i bardzo Ci dziękuję za specjalną dedykację:) Od razu uśmiech pojawił się na twarzy z powodu nowego rozdziału, a jak jeszcze przeczytałam dedykację to już w ogóle wielki uśmiech zagościł na mojej twarzy:) Dzięki, dzięki, dzięki:) Potem już niestety nie było tak miło. Zacznę od tego, że podziwiam Chloe za to że w ogóle pojechała na te święta do rodziny Shannona. Następnie to, że nie wyszła po tej akcji z pierścionkiem i tą laską to już w ogóle. Nie wiem skąd miała w sobie tyle siły i spokoju. Odnoszę wrażenie, że nie wiemy dokładnie co się dzieje z Shannonem i czemu w jego pokręconej głowie pojawiła się myśl, że nie może być z Chloe i dlaczego w tak brutalny sposób z nią zerwał. Oczywiście mam już swoje teorie co do tego:)
    Czytałam ten rozdział kilka razy żeby dobrze wszystko zrozumieć. Nie pozostaje mi nic innego żeby czekać do ostatniego rozdziału w którym mam nadzieję postępowanie Shannona się wyjaśni. Coś jednak czuję, że nie bedzie happy endu Chloe i Shannona. Pozdrawiam Cię bardzo i dziękuję Ci za to opowiadanie:) K:*:*:*
    Ps. Coś czuję, że ostatnia noc Shannona i Chloe może być owocna;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam to, że do każdej sytuacji masz jakąś teorie, ciekawe ile z nich się pokrywa z moimi :P
      Co do happy endu, ciężko stwierdzić, nie chce oczywiście spoilerować, niedługo się okaże co i jak :D
      PS. Za uważnie czytasz :P hehe

      Buziaki ;**

      Usuń
  2. Rozdzial jest niesamowicie smutny i lamie mi serce to jak Shannon potraktowal Chloe;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow to jest strasznie smutne. Shannon robi z siebie jakiegos najwiekszego sukinsyna.... Biedna Chloe;(

    OdpowiedzUsuń
  4. A wszystko wskazywało na szczęśliwe zakończenie... Jak mogłaś to zrobić??? Płakać mi się chciało przez ciebie.... Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podpinam się pod ostatnie zdanie
      -> Z.D.

      Usuń
  5. Co do cholery !!!??? Ja się nie zgadzam! Koniec i kropka. Shannon to pieprzony sukinsyn...

    OdpowiedzUsuń